Faworytem wydają się być goście, którzy walczą o awans. Z kolei trzebinianie walczą o utrzymanie w gronie trzecioligowców. Jednak MKS to obrońca tego trofeum nie tylko w regionie, ale także na szczeblu wojewódzkim.
- Wkraczamy w okres większego natężania spotkań, bo w ciągu dwóch tygodni, musimy ich rozegrać aż pięć, wliczając także ligę – zwraca uwagę Robert Moskal, trener trzebinian. - Dla nas jest to kolejny mecz, w którym chcę, aby zespół ćwiczył mój pomysł na grę. Wprawdzie bronimy trofeum w naszym regionie, ale wcale z tego powodu nie czujemy się faworytami. Wydaje mi się, że pucharowy finał jest bardziej problemem oświęcimian. Oni „muszą” wygrać, a my co najwyżej „możemy”. Co z tego wyjdzie? Wszystko jak zwykle zweryfikuje boisko.
Między wierszami wypowiedzi trzebińskiego szkoleniowca można jednak wywnioskować, że jego zespół wcale nie zamierza przejść obok spotkania.
W Oświęcimiu też nie ukrywają, że zależy im na wygranej. - Na pewno motywacją dla zawodników jest nagroda finansowa – tłumaczy Sebastian Stemplewski, trener Soły. - Skoro zaszliśmy już tak daleko, a owe 40 tys. złotych jest na wyciągnięcie ręki, można o tę pulę powalczyć. Pozostały do zrobienia trzy kroki, łącznie z meczem w Trzebini.
W przeszłości oświęcimianie traktowali puchar po macoszemu. Jednak wiosną jest inaczej. - U progu rundy nasza kadra była szeroka, więc w puchar był okazją do pokazania się dla tych, co mniej grali w lidze. Teraz nasza kadra znowu skurczyła się przez kontuzje. Jednak wciąż jesteśmy silni, by walczyć o wygraną na dwóch frontach – uważa trener Soły.