- Wydaje się, że dzięki swojemu uporowi i działaniom odniosłem mały sukces. Pierwszy raz, odkąd jestem w stolicy, wywieszono tabliczkę, że prokurator generalny będzie w poniedziałek osobiście przyjmował strony - opowiada Włodzimierz Knurowski, który do Warszawy przed trzema tygodniami przyjechał... ciągnikiem. Nieustępliwy rolnik nie zamierza wracać w rodzinne strony, nawet jeżeli dziś porozmawia z Andrzejem Seremetem.
- Za Buzka dałem się zwieść jajecznicą i herbatką. Poczęstowali mnie, wysłuchali i dali nadzieję. Wróciłem do domu, co było moim największym błędem. Tym razem doprowadzę sprawy do końca. Chcę się jeszcze spotkać z ministrem spraw wewnętrznych - opowiada Włodzimierz Knurowski, domagający się sprawiedliwości, czyli ponownego rozpatrzenia jego sprawy.
Mieszkaniec Iwkowej do Warszawy pojechał ciągnikiem na początku marca. Podróż trwała dwa dni z odpoczynkiem w Kielcach.
- Pomyślałem, że to ostatnia szansa, żeby rozpocząć protest. Niedługo przyjdzie wiosna i trzeba będzie poświęcić się pracy na roli - opowiada Włodzimierz Knurowski. Ciągnik oflagowany i ozdobiony napisami "Ziemia polska polskim chłopom" oraz "Nie rzucim ziemi" zaparkował w okolicach Sejmu. Tam Knurowski złożył pismo do prezydenta. Pojazdem zainteresowali się policjanci. Rolnik z Iwkowej pod eskortą funkcjonariuszy trafił przed halę na Torwarze, gdzie jest do dziś.
- Mieszkańcy stolicy traktują mnie z sympatią, wspierają i pytają o historię mojego życia. Policjanci zaproponowali mi dowóz posiłków, ale odmówiłem. Trzeba uważać, bo skończyłbym jak Gabriel Janowski - tłumaczy.
Knurowski nie boi się chłodnych nocy, chociaż śpi na przypiętej do ciągnika przyczepce. - Mam ciepłą kołdrę, jest mi dobrze. Poza tym pomagają mi ludzie, których poznałem na protestach Radia Maryja. Oferują nocleg, pani poznana w Brukseli przyniosła mi gorący rosół - dodaje. Włodzimierz Knurowski jest zmotywowany, żeby - jak mówi - wreszcie wywalczyć sprawiedliwość.
- Na święta chyba sobie zrobię przerwę w proteście i przyjadę pociągiem, żeby Wielkanoc spędzić z rodziną. Później do skutku będę oblegał Warszawę - kończy rolnik.
O co walczy?
Dramat Włodzimierza Knurowskiego zaczął się pod koniec lat 90., gdy powodzie stale zalewały jego gospodarstwo.
Odszkodowania nie pokryły strat, w efekcie czego rolnik popadł w problemy finansowe, co doprowadziło do zlicytowania jego majątku. Knurowski przed sądami wykazywał, że mógł uniknąć katastrofalnych skutków żywiołu powodzi, gdyby dbano o utrzymanie koryta Uszwicy. Temida nigdy nie przyznała mu racji. Rolnik przed laty wygrał tylko walkę o dzieci, które chciano mu zabrać.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+