https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Udzielono wotum zadufania

Jerzy Surdykowski
Cóż powiedzieć o "drugim expose" premiera, oczekiwanym z napięciem proporcjonalnym do wezbrania ofensywy politycznej PiS? Przywódca, któremu nie sposób odmówić charyzmy, sugestywny agitator, który niejednego już uwiódł urokiem słów, zapewne i tym razem pociągnął za sobą liczny zastęp zasłuchanych. Tym więcej, że rzucone obietnice i zaprezentowana recepta na pokonanie kryzysu przez rozkręcenie inwestycji, prezentują się interesująco. Więc dlaczego nie poprzeć, dlaczego nadal nie widzieć w nim nadziei Polaków na trudne czasy? Ale też warto byłoby zastanowić się o czym nie powiedział.

Nie tylko dlatego, że nie rzekł nic o kulturze, bo któż dziś mówi o niej poważnie i kogóż ona obchodzi? Nie powiedział na przykład o służbie zdrowia, choć jej stan jest coraz boleśniejszy dla starzejącego się społeczeństwa. O kulejącej oświacie. Nie powiedział o ledwie przezeń zapoczątkowanym ograniczeniu przywilejów branżowych. O tej studni bez dna, którą są uprzywilejowane ubezpieczenia rolników w KRUS. Nie zająknął się nawet o enklawach marnotrawstwa i nepotyzmu, jaką tworzą agencje rządowe o coraz większym budżecie i niejasnych kompetencjach. Niedawno wybrany prezydent Francji zaczął porządkowanie kraju od obniżenia swojej pensji; nie oczekuję tego od premiera Tuska, który jest jednym z najmniej zarabiających szefów rządów, ale czasem warto samemu dać przykład.

Oczekiwałbym też rozliczenia z obietnic. Nie z przełomowej kampanii wyborczej w 2007 roku, która zakończyła dwuletnie rządy PiS i oddała władzę Platformie. Optymizm był jeszcze uzasadniony, kryzys pojawił się w Europie dopiero rok później, choć już wtedy widać było jego pierwsze symptomy. Ale z obietnic następnych i kolejnych, bo Donald Tusk wytworzył już ich rytuał.

Kiedy wybucha afera, premier reaguje ostro, następuje parę pokazowych posunięć, nieraz uchwala się ustawę, po czym nic nie zostaje zrobione do końca, albo zostaje zrobione byle jak, z jeszcze gorszym skutkiem. Tak było po kolejnych aferach, jak pedofilska, hazardowa, dopalaczowa i tak dalej. By nie wspomnieć o przesławnych autostradach. Dopiero wtedy można zastanowić się skąd premier i minister finansów zamierzają wziąć gigantyczne pieniądze potrzebne na rozkręcenie nowych budów, dających dochód i miejsca pracy w okresie gdy kończą się fundusze europejskie? Choćby te 40 miliardów na program "polskie inwestycje", mających być wedle premiera wykreowanych bez zwiększenia długu publicznego z rządowych udziałów w spółkach państwowych.

Przecież to nie są rzeczywiste pieniądze, jak choćby rezerwy NBP, po które chciała sięgnąć "Samoobrona". To jest ta sama "inżynieria finansowa", którą stosują od lat państwa zachodnie, z USA na czele, która zdewastowała ich budżety, sprawiła że świat obudził się przywalony górą długów niemożliwych nigdy do spłacenia. Wirtualne inwestycje za wirtualne pieniądze. Na nasze nieszczęście świat już trochę się ocknął i zapewne nie da się nabrać na podobne bajki.

Można jednak tworzyć miraże coraz mniej mające wspólnego z realiami, na które dadzą się może nabrać polscy wyborcy. Tym więcej, że główny przeciwnik polityczny, jakim jest PiS, też od lat tworzy rzeczywistość wirtualną, jeszcze bardziej oderwaną od rzeczywistości realnej, chociaż w inną stronę. Główną rolę odgrywa tam Smoleńsk, gdzie na pewno był zamach, bo tylko on nadaje heroizm legendzie założycielskiej ruchu, a słabego prezydenta przemienia w tytana.

Diabłami w tej bajędzie są byli komuniści i ich agenci, których trzeba napiętnować i ukarać. Cóż z tego, że z racji wieku coraz mniej jest gagatków do zlustrowania, wiec lustrujmy ojców a nawet dziadków. Wtedy za program starczą puste obietnice i trochę krzyku na demonstracjach, nawet bez wsparcia "inżynierii finansowej" ministra Rostowskiego.

Piętnem dzisiejszej Polski jest brak wyboru między dwoma matriksami, z których jeden gorszy od drugiego. Dramatyczne pytanie nie brzmi dziś "jak żyć?", ale "jak głosować?" Wotum udzielono jak w tytule, choć większością zawstydzającą. Któż zresztą z posłów koalicyjnych zechce oderwać się od posad własnych i protekcyjnych na trzy lata przed kolejnymi wyborami? A przecież kiedyś pierwszą obietnicą powstającej Platformy było zmniejszenie Sejmu, likwidacja Senatu i okręgi jednomandatowe.

Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska