Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Układ zamknięty: po krakowsku. Złamani i upodleni opowiadają swój koszmar

Marta Paluch
To byli mocni, energiczni, pełni zapału i pomysłów, mężczyźni. Śledztwa w sprawie Krakmeatu i Polmozbytu poharatały im życie zawodowe i prywatne.(od lewej: Paweł Rey, Lech Jeziorny, Grzegorz Nicia)
To byli mocni, energiczni, pełni zapału i pomysłów, mężczyźni. Śledztwa w sprawie Krakmeatu i Polmozbytu poharatały im życie zawodowe i prywatne.(od lewej: Paweł Rey, Lech Jeziorny, Grzegorz Nicia) Anna Kaczmarz
Wchodzący w piątek do kin "Układ zamknięty" powstał na motywach historii krakowskich biznesmenów Krakmeatu i Polmozbytu, m.in. Pawła Reya, Lecha Jeziornego i Grzegorza Nici. Ci, którzy go widzieli, nie mogą uwierzyć, że to stało się naprawdę - pisze Marta Paluch.

Czy można ludzi wsadzić do aresztu i trzymać tam bezkarnie przez wiele miesięcy? Zniszczyć im firmę, reputację, pozbawić pracy, a potem nie ponieść za to konsekwencji? Oczywiście. O tym opowiada najnowszy film Ryszarda Bugajskiego "Układ zamknięty".

Twórca słynnego "Przesłuchania" oparł się na prawdziwej historii krakowskich przedsiębiorców, którzy chcieli podnieść z upadku zakłady mięsne (Krakmeat) i "Polmozbyt". Tymczasem, po decyzjach prokuratora i szefa krakowskiej skarbówki, trafili do aresztu, ich zakłady upadły, a oni przez lata żyli z piętnem przestępców. Na podstawie ich historii filmowcy stworzyli mocny obraz, który wchodzi na ekrany polskich kin.

Film tak wstrząsnął widzami na przedpremierowym pokazie w Gdyni, że po ostatnich kadrach przez długą chwilę siedzieli wbici w fotele, w głuchej ciszy. Wśród nich był Paweł Rey.

Pobudka

25 września 2003 roku, szósta rano. Do domów Reya, Lecha Jeziornego i 9 innych przedsiębiorców z Krakmeatu i Polmozbytu wpadają policjanci z CBŚ. Mają broń. - Przeszukiwali wszystko, nawet dziecięce łóżeczka i szuflady w łazience. Jeden z nich nagrywał akcję kamerą wideo - wspomina Rey. Żony w koszulach nocnych stoją zdezorientowane i przestraszone. Dzieci płaczą. Przedsiębiorcy zostają skuci. - Wyprowadzali nas jak przestępców - mówi Paweł Rey.

Przez kilkanaście godzin tułają się po policyjnych korytarzach, w końcu prokurator Andrzej Kwaśniewski przedstawia im zarzuty: zorganizowania grupy przestępczej, spowodowania milionowych strat w swojej spółce, prania brudnych pieniędzy. Są w szoku, próbują tłumaczyć, ale nikt ich nie słucha. Idą do aresztu siedzieć z bandziorami. Oni, zasłużeni opozycjoniści. Czesława B. areszt kompletnie złamie.

W filmie scena aresztowania jest jeszcze efektowniejsza. Policjanci wpadają w kominiarkach i goglach (naprawdę ich nie mieli) i brutalnie rzucają na ziemię biznesmenów granych przez Przemysława Sadowskiego, Jarosława Kopaczewskiego i Roberta Olecha.

- W rzeczywistości czuliśmy podobną grozę. Nie trzeba było przykładać nam luf do skroni, żebyśmy się bali - mówi Paweł Rey. Przy jego aresztowaniu miała miejsce scena, która również znalazła się w filmie.

- W domu miałem broń i pozwolenie na nią. W dokumencie przy numerze seryjnym broni był czeski błąd, przestawione dwie cyfry. Policjanci strasznie się tym podekscytowali. Bo przecież przeszukiwanie komputerów to nuda, a tu czuli aferę, nielegalną broń - mówi z goryczą Rey.

Gdy on i jego koledzy wyszli w 2004 roku z aresztu, byli bez pracy, Krakmeat upadł, a "Polmozbyt" przejęła nowa rada nadzorcza, której szefował... dyrektor krakowskiej skarbówki Jerzy Jakielarz. Ten sam, który kontrolował Polmozbyt w 2003 roku i złożył zawiadomienie do prokuratury, które zapoczątkowało aresztowania i oba śledztwa...
Rey, jako jedyny z bohaterów tej sprawy, widział już "Układ zamknięty". Oglądanie go było z jednej strony przypomnieniem kilkuletniego koszmaru, ale z drugiej było mu to potrzebne. A jeszcze niedawno wydawało się, że do realizacji filmu nie dojdzie. Ale od początku.

Krótka notka o umorzeniu

Wrzesień 2009 roku. Michał Pruski - dziennikarz, i od kilku lat scenarzysta, wraca ze zdjęć do "Czarnego czwartku". Jest tuż po pierwszej w nocy. Już ma się kłaść spać, gdy odbiera telefon od Mirosława Piepki, kolegi po fachu i współscenarzysty. - Zerknij do gazety - mówi podekscytowany. Pruski widzi niewielką informację o decyzji krakowskiego sądu w sprawie Krakmeatu. Po siedmiu latach śledztwa nie sporządzono aktu oskarżenia, sąd więc nakazuje skończyć śledztwo, a za przewlekłość postępowania przyznać podejrzanym po 1o tys. złotych. Scenarzyści czują, że trafili na wstrząsającą historię.
Przez Aleksandra Halla docierają do Lecha Jeziornego (razem działali za PRL-u w opozycji). Przyjeżdżają do Krakowa, do domu Jeziornego. Z nim i Pawłem Reyem spędzą wtedy kilka dni.

- Rozmawialiśmy, czytaliśmy dokumenty tej sprawy. Włos nam się jeżył na głowie - mówi Pruski. Czyta o widzeniach z rodziną, na które pozwolono po niemal czterech miesiącach. Widzi apel o wypuszczeniu podejrzanych za poręczeniem, podpisany m.in. przez ks. Adama Bonieckiego i Tadeusza Syryjczyka. Bezskuteczny. Słyszy o metodach prokuratora, który np. Grzegorzowi Nici - jednemu z podejrzanych z "Polmozbytu" grozi umieszczeniem dzieci w domu dziecka. Miał przecież wszystkie atuty w ręku - młody ojciec w celi, jego przerażona, ciężarna żona sama z dwojgiem małych dzieci w domu, bez pieniędzy.

Rey i Jeziorny mówią wprost - to były metody, by wydobyć z aresztowanych przyznanie się do win, których nie popełnili.
Tak było, ich zdaniem, w przypadku Czesława B., który został brutalnie pobity w więzieniu przez narkomana. W rzeczywistości o mało nie stracił oka (ta scena też znajdzie się w filmie). Dzień po tym wydarzeniu przyznał się do wszystkiego i dobrowolnie poddał karze.

- Scenarzyści skrzętnie notowali to, co mówiliśmy. Wiele z tych detali znalazło się w filmie - mówi Paweł Rey.
31 grudnia 2009 roku Piepka i Pruski dostają kolejny dokument - umorzenie śledztwa w sprawie Krakmeatu. Zarzuty zostały uznane za bezzasadne. Żadnej grupy przestępczej, prania pieniędzy.

- Dowiedzieliśmy się też ze zdumieniem, że prokurator, który prowadził obie sprawy, szybko awansował - od prokuratury rejonowej aż do apelacyjnej. Ponury paradoks - mówi Michał Pruski.

Twórcy filmu postanawiają, że prokurator i jego machinacje z szefem skarbówki będą centralnym wątkiem filmu. Kontaktują się z Ryszardem Bugajskim, reżyserem słynnego "Przesłuchania".

- To postać prokuratora spowodowała, że chciałem zrobić ten film. Interesowała mnie jego psychologia, dlaczego chce komuś wyrządzić zło. Gra podwójną rolę: z jednej strony reprezentuje prawo i walczy z przestępcami, z drugiej - nie jest od nich lepszy - mówi Bugajski.

Twórcy chcą, by śledczego zagrał Janusz Gajos. Gdy aktor po poprawkach w scenariuszu zgadza się przyjąć rolę, myślą, że złapali Pana Boga za nogi. Ale wtedy zaczynają sie schody.

Do trzech razy sztuka
Film produkuje niezależna spółka Filmicon z Wybrzeża - Piepka jest współproducentem. Starają się o dofinansowanie z Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Mimo znakomitych recenzji komisji oceniającej (zasiada w niej m.in. Radosław Piwowarski i Kinga Dunin) i wytypowania do dofinansowania, pieniędzy nie dostają. Składają wniosek trzy razy, zawsze z tym samym skutkiem.

- Oficjalnym powodem był brak środków - mówi Olga Bieniek, producentka. W tym samym czasie inne filmy, z gorszymi opiniami komisji, dofinansowanie dostają. Posłowie składają w tej sprawie interpelacje do ministra kultury. Bez skutku.

Jest maj 2011 roku. Filmowcy muszą przełożyć zdjęcia, zaczynają szukać sponsorów wśród prywatnych przedsiębiorców.
- Jeździliśmy po całej Polsce, nie wzgardziliśmy nawet małymi sumami, niektórzy dokładali np. tysiąc złotych - mówi Bieniek.
Oprócz głównego sponsora - banku, zrzucali się deweloperzy, małe stocznie jachtowe, wytwórnia przypraw - razem około 100 firm. - Mówili, że ten obraz jest ważny, musi powstać - opowiada producentka. Część z nich ma jednak gorącą prośbę. - Tylko proszę nie umieszczać nazwy mojej firmy... Bali się tych, o których jest ten film...

Filmowcom pomogły Business Centre Club i Centrum im. Adama Smitha. - Okazało się, że BCC monitoruje około 300 podobnych przypadków! - mówi Pruski.

To zdecydowało, że twórcy filmu łączą postaci i wątki, akcję przenoszą na Wybrzeże. Chcą zrobić film uniwersalny. - Żadna z postaci nie jest dokładnym odwzorowaniem rzeczywistych bohaterów tej historii. Jednak prawda o tych zdarzeniach została zachowana - mówi Bugajski.

3 sierpnia 2012 roku w wieku 52 lat umiera na wylew Witold Szybowski, były prezes "Polmozbytu". Jego córka Kinga mówi wprost - prokurator go zaszczuł.

Prokurator obejrzy?

25 marca 2013 roku. Gdynia, sala kinowa na 520 osób nabita ludźmi. Na ekranie pojawia się plansza z informacją o tym, że film nakręcono na motywach prawdziwej historii, a prokurator, który w rzeczywistości prowadził tę sprawę, awansował. I o tym, że jedna sprawa jest umorzona, a kolejna (Polmozbytu) nadal toczy się w sądzie.
Na korytarzu kina do Pawła Reya podchodzi Janusz Gajos.

- Nie wyobrażam sobie, jak pan mógł się czuć - mówi.

Reyowi tamte wydarzenia wciąż stają przed oczami.

- Ktoś musi uciąć tę bezkarność. Inaczej ludzie pokroju prokuratora będą nadal robić co chcą - mówi.
A Olga Bieniek ma nadzieję, że prokuratorzy z Krakowa zobaczą ten film. - Choć pewnie przyjdą na poranny seans i usiądą w ostatnim rzędzie - dodaje.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska