Znajomi i sąsiedzi 61-letniego pana Jacka z Tarnowa do dziś nie mogą uwierzyć w to, co się stało. - Taki porządny i spokojny człowiek. To wielka tragedia dla rodziny - powiedziała nam anonimowo jedna z sąsiadek tarnowianina.
Było kilka minut przed godz. 15, kiedy w rejonie wiaduktu kolejowego przy ul. Lwowskiej zaroiło się od policjantów, strażaków i ratowników pogotowia. Wszyscy zmierzali w kierunku Wątoku. - Otrzymaliśmy zgłoszenie, że mężczyzna leży twarzą w wodzie. Natychmiast wysłaliśmy na miejsce nasze służby - wyjaśnia asp. sztab. Paweł Klimek, rzecznik prasowy KMP w Tarnowie.
Nieszczęśliwy wypadek?
Dokładnie nie wiadomo, w jaki sposób mężczyzna znalazł się w Wątoku. Chwilę przed wypadkiem był na balkonie na drugim piętrze (ok. 10 m nad ziemią), który nie miał balustrady. - Najprawdopodobniej poślizgnął się albo zasłabł - wyjaśnia Paweł Klimek.
Znajomi pana Jacka powiedzieli nam, że od dłuższego czasu miał problemy ze zdrowiem. - Chorował na serce, przeszedł dwa zawały - mówi jedna z sąsiadek.
Mężczyzna, spadając, zahaczył najpierw o metalową siatkę, a później uderzył głową w betonowy mur. Następnie stoczył się ze stromej skarpy i wpadł do Wątoku, w którym woda miała ok. 60 cm głębokości. Ciało tarnowianina z potoku wyłowili po chwili tarnowscy strażacy.
- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, człowiek ten już nie żył - mówi Krzysztof Krzemień, rzecznik tarnowskiego pogotowia ratunkowego. 61-latek miał wielonarządowe urazy m.in. mocno potłuczoną głowę i połamane kości.
Jedna z sąsiadek mieszkających w pobliżu domu pana Jacka w chwili, kiedy doszło do wypadku, bawiła się z wnuczką w pokoju.
- O wszystkim dowiedziałam się dopiero po jakimś czasie, gdy córka wróciła z pracy. Wybiegłam z drugiej strony podwórka. Nigdy nie zapomnę tego widoku - mówi załamującym się głosem. - Leżał w tej wodzie z rękami wyciągniętymi do przodu.
Kilkugodzinna akcja
Na miejscu wypadku w poniedziałek przez kilka godzin pracowali policjanci. Pojawił się także prokurator.
- Wykluczyliśmy udział osób trzecich w całym zdarzeniu - podkreśla Klimek.
Została zlecona sekcja zwłok, która ma wyjaśnić przyczynę śmierci mężczyzny. Dotychczasowe ustalenia wskazują na nieszczęśliwy wypadek.
Był jak złota rączka
Pan Jacek był ceniony wśród sąsiadów. Miał swój warsztat stolarski i zajmował się produkcją przeróżnych rzeczy do ogrodu.
- Dosłownie potrafił czarować w drewnie. Taka złota rączka była z niego - mówi jego znajoma.
Mężczyzna mieszkał z żoną i schorowanym teściem.