Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy wydali zakazy, a żwirownia w Broszkowicach dalej działa

Bogusław Kwiecień
Tadeusz Żak, mieszkaniec Broszkowic, pokazuje maszyny pracujące w żwirowni w piątek
Tadeusz Żak, mieszkaniec Broszkowic, pokazuje maszyny pracujące w żwirowni w piątek Bogusław Kwiecień
Czy dni żwirowni w Broszkowicach koło Oświęcimia naprawdę są policzone? Urzędnicy z Urzędu Marszałkowskiego i Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej odmówili wydania firmie pozwolenia wodno-prawnego, bez którego nie może ona działać. Odwołania właściciela zostały odrzucone przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie, a potem przez Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie.

Żwirownia w Broszkowicach działa mimo zakazów

Teraz, jak zaznacza marszałek województwa małopolskiego Marek Sowa, pozostaje wyegzekwowanie decyzji przez organa ścigania. Tego oczekują mieszkańcy wsi, którzy od 2006 r. walczą o zaprzestanie wydobycia żwiru w międzywalu Wisły. Mają jednak wątpliwości, czy urzędnikom uda się doprowadzić sprawę do końca. Na razie bowiem działalność żwirowni to przykład urzędniczej niemocy.

Raz już był koniec

W lipcu 2010 r., po decyzji inspektora nadzoru budowlanego o natychmiastowej rozbiórce urządzeń żwirowni, właściciel, przedsiębiorca z Krakowa, zaczął zwijać interes. Mieszkańcy Broszkowic sądzili, że w końcu dopięli swego, ale się mylili. Niewiele ponad rok później żwirownia ponownie rozpoczęła działalność.

Tadeusz Żak z Broszkowic, którego posesja sąsiaduje ze żwirownią, pokazuje stertę dokumentów i listów do różnych urzędów, instytucji, ministerstw. - Sam napisałem 139 pism w sprawie zamknięcia żwirowni - mówi mężczyzna.

Ludzie we wsi się boją, że jeśli nie uda się zastopować żwirowni, to przy najbliższej powodzi dojdzie do katastrofy. Sołtys Marian Gołąb podkreśla, że przy takiej masie wybieranego żwiru osłabiony od spodu wał może nie wytrzymać naporu wody. Przypomina, jak podczas powodzi w 2010 r. mieszkańcy przez dwie doby bronili wału, układając tysiące worków z piaskiem. Wtedy Broszkowice się uratowały tylko dlatego, że nie wytrzymał wał w Bieruniu i Wisła wylała po śląskiej stronie.
Obawy mieszkańców potwierdza ekspertyza Stowarzyszenia Hydrologów Polskich, wskazująca na ogromne zagrożenia związane z taką działalnością w międzywalu Wisły w tym miejscu. Z tego także powodu w łeb - jak dotąd - biorą plany rozbudowy jednego wałów na długości ponad 600 m, który ma bronić wsi w przypadku wielkiej wody na Wiśle.

Maszyny wciąż pracują

Na początku kwietnia tego roku Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Krakowie wydał decyzję nakazującą właścicielowi żwirowni przywrócenie w tym miejscu stanu, który nie będzie utrudniał ochrony przed powodzią. Krótko mówiąc, do 30 maja br. miały zostać zdemontowane i wywiezione wszelkie maszyny i urządzenia, usunięte składowane tutaj żwir i piasek oraz przywrócona wysokość zajętego terenu międzywala do wysokości sprzed rozpoczęcia działalności. Jednocześnie Urząd Marszałkowski odmówił wydania firmie pozwolenia wodnoprawnego, bez czego nie może działać. Przedsiębiorca z Krakowa odwoływał się do sądów administracyjnych obu instancji. - To oznacza, że w tym miejscu nie można wydobywać żwiru - tłumaczy Piotr Odorczuk, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie.

W miniony piątek żwirownia pracowała jednak pełną parą. Z jej właścicielem, mimo prób, nie udało się nam się skontaktować. Dodzwoniliśmy się natomiast do właścicielki drugiej firmy, która jest zaangażowana w działalność żwirowni. - Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie - stwierdziła kobieta, zapytana, kiedy zastosuje się do prawomocnej decyzji RZGW. Współwłaściciele żwirowni odwołali się jeszcze do Sądu Najwyższego, liczą na kasację wcześniejszych wyroków.

Czas na organa ścigania

Urzędnicy RZGW już w 2007 r. wydawali pierwsze decyzje zabraniające działalności żwirowni. Podkreślają jednak, że nie ma takich przepisów prawa, by mogli je sami wyegzekwować. Nic też nie może zrobić nadzór budowlany w Oświęcimiu, bo - jak przekonuje - obecnie maszyny i urządzenia w żwirowni są na kołach, więc nie są budowlami. Wcześniej nie udało się doprowadzić do końca sprawy muru oporowego, który według nadzoru powinien być zdemontowany, a ciągle stoi.
Z kolei Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu dwa ostatnie postępowania w sprawie o rozbiórkę brzegu na długości 50 m i nielegalne wydobycie żwiru umorzyła. Nie dopatrzyła się przestępstwa.

- Ta decyzja jest dla nas niezrozumiała - przyznaje Piotr Odorczuk. Według marszałka Marka Sowy, po ostatnich decyzjach jego urzędu i RZGW sprawa zmierza jednak do finału pomyślnego dla mieszkańców.

- Postępowanie administracyjne zostało zakończone decyzjami zgodnymi z interesem społecznym - twierdzi marszałek Sowa. - Teraz rolą prokuratury, ale też innych organów, jak urząd skarbowy, powinno być przyjrzenie się działalności żwirowni i wyegzekwowanie obowiązującego prawa.

Ludzie w Broszkowicach liczą, że teraz będą to działania skuteczne. Piotr Odorczuk zapowiada, że złożone zostanie kolejne zawiadomienie do prokuratury, o nielegalnej już teraz działalności żwirowni. I to ma być, według niego, jej ostateczny koniec.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska