Pierwsza próba zmiany organizacji ruchu na moście na Dunajcu zakończyła się kompletną klapą. Po tym, jak w grudniu po obu stronach przeprawy ustawiono sygnalizatory i wprowadzono ruch wahadłowy, ludzie musieli stać w ogromnych korkach. Na władze powiatu i drogowców posypały się gromy od zdenerwowanych kierowców. Jeszcze w tym samym dniu sygnalizatory zdemontowano. - Tamto rozwiązanie nie zdało egzaminu. Musieliśmy wymyślić coś innego - przyznaje Roman Łucarz, starosta tarnowski.
Most jest w fatalnym stanie, a wraz z oddaniem autostrady ruch na nim jeszcze się nasilił. Droga powiatowa z wysłużoną przeprawą w Ostrowie stanowi bowiem główne połączenie węzła wierzchosławickiego z Tarnowem, a zwłaszcza z jego przemysłową częścią i Azotami. Sytuację dodatkowo skomplikowały prace w Bogumiłowicach, gdzie w związku z przebudową torów całkowicie zamknięty został przejazd drogą wojewódzką w kierunku Wojnicza i krajowej "czwórki".
- Mamy już wszystkie niezbędne pozwolenia na to, aby ustawić przy moście znaki zakazu wjazdu dla samochodów powyżej 12 ton. Nie chcemy jednak tego robić, gdyż to oznaczałoby ogromne utrudnienia dla miejscowych przedsiębiorców - wyjaśnia Leszek Łątka, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg.
Ciężarówki, aby przedostać się na drugą stronę Dunajca, musiałyby nadkładać nawet 30 kilometrów drogi, przez jedyny w okolicy most w Biskupicach Radłowskich. - W takiej sytuacji najprawdopodobniej zawiesiłbym działalność. Nie miałbym wyjścia. Nie opłacałoby mi się jeździć naokoło - mówi Zbigniew, który przez most w Ostrowie w jedną i drugą stronę przejeżdża codziennie nawet dziesięć razy.
Ekspertyzy wykazały, że najgorsze dla stabilności mostu są drgania wywoływane przez samochody przejeżdżające z dużą prędkością. - Prawie nikt nie stosuje się tutaj do ograniczenia 30 kilometrów na godzinę - zauważa Leszek Łątka.
Wiosną sfrezowany ma zostać spękany asfalt na całym moście. Zastąpić ma go nowa, gładka jak stół nakładka. Jednocześnie, przy wjeździe na most z jednej i drugiej strony pojawić się mają progi zwalniające, a przez środek bariery przedzielające jezdnię na pół. Wszystko po to, aby wymóc na kierowcach jazdę z mniejszą prędkością i wyeliminować przypadki wyprzedzania. - To rozwiązanie doraźne, które powinno powstrzymać destrukcję mostu do czasu wybudowania nowej przeprawy. Wierzę w to, że plany ziszczą się za cztery lata - mówi Roman Łucarz.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+