Studenci nadali Pani jakąś ksywkę?
Próbowałam się dowiedzieć, ale chyba nie. Zawsze byłam panią Gienią.
Dobrą panią Gienią?
Szefowa o mnie mówi, że dla studentów jestem jak dobra ciotka.
Musi Pani czasami z zatyczkami w uszach siedzieć?
Do dwudziestej drugiej mają prawo zachowywać się głośno. Później zaczynamy uciszać. Wychodzę, proszę. Nie muszę podnosić głosu.
Boją się?
Nie wiem. Może po prostu szanują.
A Pani się boi?
Nie hałasu, bo to normalne w życiu studenckim, ale agresji, nieprzewidywalnych sytuacji. No bo studenci lubią alkohol. Jest dla ludzi, ale różnie na nich działa. Jednych usypia, innych nie. Z reguły nie ma problemu z osobami mieszkającymi w akademiku, gorzej z ich gośćmi.
Każdy może wejść?
Jeśli zostawi dokument na portierni. Nigdy nie musiałam wzywać policji, ale bywało, że przeganiałam.
No to trzeba Panią wyposażyć w kajdanki, gaz i pałkę.
Daj pan spokój. Mowy nie ma. Młodzi ludzie. Mają prawo do zabawy, byle nie przeholowali.
A mundur się Pani nie marzy?
E tam. Tak mało mam do emerytury, że nie ma co wydziwiać (śmiech).
Ale mundurowi mają dodatek do emerytury?
Ten by się przydał (śmiech).
Serce Pani drży, kiedy studenci wchodzą z siatami pełnymi piwa i spirytusu?
Nie. Tam jakieś piwko sobie wnoszą. Starają się ukrywać.
Cysterną nie wjadą...
(śmiech) Nie mam prawa ich rewidować. W regulaminie stoi, że raczej nie wolno pić.
A przed sesją cisza jest w akademiku?
Oj tak. Uczą się. Widać i słychać. Siedzą nad książkami. Najgorsze są pierwsze miesiące roku akademickiego. Ludzie się poznają, robią balangi.
A co tu można robić poza piciem?
Jest sala bilardowa. Mamy siłownię. Był tenis.
Ziemny?
Ping-pong (śmiech). Ale sala do niego zamieniła się w siłownię. Studenci chcieli. Jest sala telewizyjna z kinem domowym. Takie atrakcje.
Musi Pani pomagać studentom po upojnej nocy wgramolić się do akademika?
Raczej koledzy służą. Jest solidarność. Czasami, jeśli ktoś jest już zupełna dętka, to wychodzę sprawdzić pod pokój, czy na pewno trafił i nie leży gdzieś na korytarzu.
A nie nudzi się Pani tak siedzieć na portierni?
To wcale nie tak. Może łopatą nie obracam, ale obcuję z ponad trzystu mieszkańcami i ich gośćmi. Podawanie kluczy, odbieranie telefonów, tłumaczenie różnych rzeczy. Czasem trzeba też ich wysłuchać.
To znaczy?
No zwierzają się, gdy mają problemy. Ktoś ich tam na miasteczku zdenerwował i są tak nabuzowani, że nie wiedzą, co mają z sobą zrobić. Uspokajam. Innym razem rozmawiają o problemach rodzinnych lub z nauką, że się uczyli, a ocena nie taka jakby chcieli.
A o problemach miłosnych?
Czasami.
I przytula Pani?
(śmiech) Żadnej bliskości cielesnej.
Dużo Pani czyta na portierni?
Teraz nie, bo oczy słabe. Kiedyś tak.
Kryminały i harlequiny?
Oj nie. "Potop", "Krzyżaków". Sienkiewicza uwielbiam. Lubię klasykę.
Ile lat Pani już pracuje w miasteczku AGH?
28 lat. Najpierw byłam pokojową w "Babilonie". Później pół roku na rezerwie, czyli szłam tam, gdzie brakowało ludzi. Od 16 lat w "Bonusie".
Studenci mają pokojówki?
Nie. Sprzątamy tylko łazienki i korytarze. Przygotowujemy nowe pokoje.
A jak to było w akademikach za komuny?
Były przepustki dla pracowników. Kiedy przejeżdżała milicja Piastowską czy Nawojki, to studenci walili pokrywkami o parapet. Na miasteczko władza ludowa nie miała wstępu.
Wtedy studenci byli inni?
Więcej się uczyli. Biblioteki, książki - trzeba było się nachodzić za nauką. A teraz jest internet i już.
Mają więcej czasu na piwo.
Prawo młodości. Juwenalia były inne. Widać było, że to jest święto. Akademiki były przyozdobione - balony, bibuły, kartony. Na drzwiach pokoi opisy osób, ale takie fajne satyry. Barwne, kolorowe święto. Obecne juwenalia tego nie przypominają. Mało tych przebierańców. Wtedy wszyscy się przebierali. Za orszaki królewskie, za pajaców, klaunów, lekarzy i kogo kto chciał. Korowód na Rynek był o wiele dłuższy.
Co dostaje student w akademiku oprócz pryczy?
Kołdrę, koc, poduszkę, pościel, w pokoju ma szafę z wieszakami i lodówkę. Garnki musi sobie skombinować. Kiedyś były stołówki na mieście, a teraz sami sobie pichcą. Pewnie taniej im wychodzi.
A gdy student coś zniszczy?
To płaci. A jak przesadnie nabroi, to jest komisja dyscyplinarna i może wylecieć.
Powiem szczerze, że ostrą dyscyplinę tu Pani wprowadza.
Były zarzuty, że nasz akademik spokojny jest jak klasztor (śmiech).
A Pani to jego przeorysza?
Tak wysoko jeszcze nie zaszłam (śmiech). Dyscyplina procentuje na przyszłość. Akademik uczy życia.