FLESZ - Komu rząd dopłaci do wakacji?
Nowa wystawa w muzeum opactwa „W klasztornej aptece” ma dwie części. Pierwsza przenosi widza do średniowieczna, kiedy jeszcze nie było oficjalnych aptek, stosowano zioła, naturalne leczenie. Druga część opowiada o aptekach i leczeniu, do których wkroczyła już chemia.
Jak zwraca uwagę kuratorka wystawy Marta Sztwiertnia, w naszej kulturze niezwykle trwałym okazał się obraz mnicha-skryby oraz mnicha opiekującego się ogrodem ziołowym, aby następnie sporządzić z leczniczych roślin lekarstwa. - Nieprzypadkowo, gdyż właśnie te funkcje odegrały bardzo ważną rolę w historii Europy – podkreśla Marta Sztwiertnia.
- W następstwie upadku cesarstwa rzymskiego klasztory stopniowo stały się miejscami zapewniającymi zorganizowaną pomoc medyczną, niedostępną poza nimi w Europie przez kilka wieków. Dzięki klasztorom przetrwała wiedza ze starożytnych traktatów medycznych, hodowano rośliny lecznice i wykonywano z nich leki.
Zakonnicy korzystali z wiedzy starożytnych lekarzy, prowadzili również własne obserwacje właściwości ziół. Klasztory stały się głównymi miejscami studiów medycznych w okresie między V a X wiekiem.
Reguła św. Benedykta zwraca szczególną uwagę na troskę o chorych mnichów. To dla nich organizowano infirmerie (czyli szpitale) i apteki, które były zaopatrywane w leki wytwarzane na miejscu w oparciu o ogrody ziołowe. Klasztory nie odmawiały też pomocy swoim gościom, a z czasem coraz więcej takich aptek było na stałe otwarte dla osób z zewnątrz.
„Woń potężną wydaje, choćby lekko tknięta. / Każdy wiele leczniczych jej działań pamięta; / Zwłaszcza skrytym truciznom moc odebrać może, / Gdy coś w kiszkach zalega, przeczyścić pomoże” - tak pisał o rucie Walafryd Strabo, mnich benedyktyński żyjący w IX wieku. Na wystawie w opactwie tynieckim nie zabrakło jego dzieła „Ogródek”, opisującego rośliny lecznicze i stanowiącego spis porad co do ich zastosowania. Pośród tych roślin jest np. także chrzan, o którego dobroczynnym działaniu zakonnik pisał: „Jest gorzki, lecz gdy zjesz go, kaszel stłumić może, / Który szarpie wnętrzności. W tej samej pomoże / Chorobie, gdy zjesz trochę tłuczonych nasionek”. Z kolei o piołunie można się dowiedzieć, że m.in. „Silne koi pragnienie i zbija gorączki / Ten słynny i sprawdzony środek na bolączki”.
Czy w Tyńcu również mnisi w przeszłych wiekach uprawiali ogród ziołowy? Jak się okazuje, nie ma o tym jednoznacznej informacji, a pośrednio odpowiedź na takie pytanie może dawać rejestr rachunków apteki tynieckiej z lat 1649-62. Oryginalna księga znajduje się we Lwowie, na wystawie prezentowane są kopie zapisków z jej stron.
- Pojawia się tam zapłata dla baby przynoszącej zioła. A więc niekoniecznie istniał ogród ziołowy w obrębie opactwa w Tyńcu, być może tylko korzystano z tego, że nad Wisłą rosło dziko wiele ziół, okoliczne kobiety zbierały je i przynosiły, za co im płacono – kwituje Marta Sztwiertnia.
W rejestrze rachunków tynieckiej apteki i infirmerii systematycznie pojawia się również m.in. gorzałka, która służyła do sporządzania leczniczych nalewek. - Kupowano też biały chleb czy ryby, co pokazuje, że dla osób chorujących stosowano osobną dietę – zwraca uwagę kuratorka wystawy.
Rozwój medycyny na uniwersytetach, wykształcenie się zawodów medyka i aptekarza oraz upowszechnienie się świeckich pociągnęły za sobą spadek znaczenia klasztorów w pomocy medycznej. Dalej jednak działały zakony, których misja koncentrowała się na niesieniu pomocy chorym i potrzebującym. Prowadzono szpitale i apteki, które niejednokrotnie funkcjonują do dziś.
Na wystawie w muzeum opactwa odwiedzający znajdą także właśnie wątek szpitalny. Prezentowane są dawne akcesoria szpitalne bonifratrów, w tym... piłka do amputacji nogi. - Są też oryginalne, historyczne księgi chorych z archiwum ojców bonifratrów - najstarszą mamy z XVII wieku – wskazuje kuratorka wystawy. Jak dodaje, bonifratrzy zasłynęli tym, że jako pierwsi wprowadzili księgi chorych, gdzie zapisywano informacje o przyjętej do szpitala osobie i o tym, co jej dolega.
Przywołano również ciekawe postaci. Spośród bonifratrów jest to brat Ludwik Perzyna (1742-1800), lekarz w habicie, prekursor polskiej psychiatrii. - Przypominamy też, że określenie „odwieźć kogoś do czubków” pochodzi właśnie od bonifratrów - noszących charakterystyczne kaptury, układające się w czubek - którzy jako pierwsi zakładali i prowadzili szpitale psychiatryczne. Odwoziło się do bonifratrów, więc do czubków – wyjaśnia Marta Sztwiertnia.
Wystawa przypomina także o tym, że pierwszymi na świecie kobietami, które uzyskały dyplomy uniwersytecki farmacji, były dwie siostry szarytki z Krakowa (zarazem rodzone siostry) – Konstancja i Filipina Studzińskie. Siostry zakonne prowadziły aptekę w szpitalu akademickim św. Łazarza. Władze uniwersyteckie zarzucały zakonnicom-aptekarkom niekompetencję, niefachowość i dążyły do tego, aby apteką zajęli się magistrzy farmacji.
Wtedy zakon wydelegował dwie siostry, by wystąpiły do władz Uniwersytetu Jagiellońskiego o możliwość studiowania farmacji i zdania egzaminów. Władze uniwersyteckie zgodziły się na to. W efekcie w 1824 roku Konstancja i Filipina Studzińskie ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia zdały egzamin magisterski i zostały pierwszymi dyplomowanymi farmaceutkami.
Wystawa „W klasztornej aptece” jest czynna codziennie w godz. 10-18. Będzie można ją oglądać w muzeum opactwa do marca przyszłego roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?