- Było kilka minut po szóstej rano, wstawałem jak zawsze do pracy, gdy doszło do tego wypadku - relacjonuje Paweł Tarsa, który mieszka w Klęczanach tuż obok przejazdu kolejowego. - Ciągły gwizd pędzącego składu, który dawał sygnały ostrzegawcze, zlał się w jedno z odgłosem giętego metalu i nagle zapadła cisza. Wszystko to brzmiało dramatycznie.
Opel spada z nasypu
Pan Paweł wybiegł na balkon swojego domu. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach.
- Byłem pewny, że jestem świadkiem tragedii, że kierowca nie przeżył - relacjonuje mężczyzna. - Skład zatrzymał się za przejazdem.
Z pociągu wyskoczył maszynista. Zaczął biec w stronę samochodu, wzywając równocześnie pomoc.
- Rusza się, żyje! - głośno krzyczał do telefonu maszynista, szamocąc się równocześnie z drzwiami samochodu.
Kilka minut później na miejscu tragedii pojawiły się pierwsze wozy strażackie. Kilka chwil po nich dojechała załoga pogotowia ratunkowego.
Ku zdumieniu wszystkich kierowca sam wysiadł z samochodu. Błyskawicznie zajęli się nim ratownicy medyczni. Okazało się, że... nie odniósł żadnych obrażeń.
To był prawdziwy cud. Z samochodu został tylko wrak. Maszynista zareagował wzorowo, bo widząc zagrożenie, natychmiast zaczął awaryjnie hamować, co było słychać w całej okolicy. - Tylko dlatego ten chłopak uszedł z życiem - dodaje.
We wjeżdżającego na przejazd kolejowy opla uderzył jadący od strony Zagórzan pociąg osobowy. Nikt z pasażerów nie ucierpiał. Siła uderzenia była jednak tak duża, że niewielkie auto spadło z nasypu do rowu.
Ruch kolejowy na linii 105 przebiegającej przez teren naszego powiatu jest niewielki. Zwłaszcza ten osobowy. Kursuje tu jedynie jeden pociąg dziennie relacji Warszawa - Zagórz.
Auto do kasacji i mandat
Sprawę wypadku na tym niestrzeżonym przejeździe w Klęczanach szczegółowo analizowali policjanci.
- To kierowca nie ustąpił pociągowi pierwszeństwa przejazdu - tłumaczy aspirant Grzegorz Szczepanek, rzecznik prasowy komendanta powiatowego policji w Gorlicach. - Gdy rozmawiali z nim policjanci, to okazało się, że nie miał on nawet prawa jazdy - dodaje.
Już na miejscu wypisano mu mandat w wysokości 1000 złotych.
To niestety kolejne zdarzenie na tej trasie kolejowej w odstępie zaledwie kilku tygodni. Wcześniej do bliźniaczej sytuacji doszło na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Gorlicach.
- W obydwu tych przypadkach wina leży po stronie kierowców - komentuje policjant. - Niestety zapominają oni, że ruch pociągów jest u nas co prawda rzadki, ale nadal regularny i konieczna jest większa uwaga. Nie można jeździć na pamięć, bo to okazuje się zgubne - dodaje.
Widoczność była dobra
O przejeździe kolejowym w Klęczanach nie można powiedzieć, aby był w jakiś szczególny sposób niebezpieczny. Gdy dojeżdża się do niego od strony, z której nadjechał opel, świetnie widać tory w obydwu kierunkach. Są tam również wszystkie konieczne w takich miejscach oznakowania.
- Mamy w rodzinie dwa samochody, dzieci też jeżdżą na rowerach - stwierdza Paweł Tarsa. - Bardzo je uczulamy na to, że na przejeździe trzeba być szczególnie ostrożnym, zatrzymać się, sprawdzić dokładnie, czy nic nie jedzie - dodaje.