- Studencki Festiwal Piosenki celebruje w tym roku swoje sześćdziesięciolecie. Ten bagaż ciąży czy uskrzydla?
- Przy okazji świętowania tego jubileuszu, dodaje skrzydeł, bo najłatwiej programuje się specjalne edycje. Dawni laureaci chętnie na taki festiwal przyjeżdżają. Stąd program tegorocznej edycji pełen jest gwiazd, które chcą się pojawić w Krakowie, by przypomnieć sobie jak to kiedyś bywało i pokazać młodym, że festiwal ma nadal tę moc, która pozwala zaistnieć i zrobić później spektakularną karierę.
- Co dzisiejszy festiwal ma wspólnego z tym sprzed sześciu dekad?
- Mimo tego, że rozumiemy studenckość inaczej, to ciągle jest on miejscem, w którym słychać głos młodego pokolenia: jego bunt, chęć wyrażenia się poprzez autorską twórczość. I choć pewnie są to zupełnie inne problemy, niż te, które na początku lat 60. dotykały ówczesne pokolenie, to wtedy i dzisiaj są to piosenki, które pokazują to, co studentom leży na sercu.
- A co różni ten dawny festiwal od tego współczesnego?
- Kiedyś bycie studentem było czymś elitarnym. To stanowiło przesiew osób, które pojawiały się na festiwalu, w efekcie czego docierał on do zupełnie innych ludzi. Dzisiaj bycie studentem stało się na tyle powszechne, że festiwal ma innego uczestnika. Poza naszą imprezą nie ma wielu miejsc, w których ci młodzi artyści mogą pokazać, co mają do powiedzenia. My staramy się takim miejscem być i promować tych ludzi. Odchodząc od tego, co jest w mainstreamie, można w Krakowie znaleźć mnóstwo ciekawych piosenek autorskich, które gdzie indziej się nie przebijają.
- Czyli studentom ten festiwal jest nadal potrzebny?
- Nawet więcej niż potrzebny. Wydaje mi się, że w ostatnich latach znów przeżywa swój złoty czas. Tegoroczna edycja miała rekordową liczbę zgłoszeń, tylu nie dostaliśmy od wielu lat. Z przyczyn logistycznych musieliśmy ograniczyć konkurs do 25 osób. To pokazuje, że po pandemicznej przerwie, znów w Polsce zaczęło działać wiele festiwali, promujących piosenkę autorską. My jesteśmy zwieńczeniem całorocznych zmagań uczestniczących w nich twórców.
- Solą festiwalu zawsze był jego konkurs. Podobnie jest i w tej edycji?
- Tak. Mam dostęp do piosenek, które debiutanci zaprezentują w najbliższą sobotę w Muzeum Manggha i wydaje mi się, że poziom jest bardzo wysoki. Nie ma już tego, co było 60 lat temu – czyli samotnych bardów z gitarami. Teraz są to liczne składy, w piosenkach jest mnóstwo technologii, te utwory są bardzo współczesne, ale nadal najważniejsze jest w nich słowo.
- Po jakie gatunki muzyczne konkursowicze sięgają obecnie najchętniej?
- Po bardzo różne. W piosenkach tych 25 uczestników konkursu można znaleźć inspiracje chyba każdym ze znanych gatunków muzycznych. Na pewno coraz mniej jest śpiewania Osieckiej, Młynarskiego czy Kofty. Coraz więcej natomiast wśród uczestników konkursu prób pokazania, że ich własna twórczość jest na miarę dokonań tych mistrzów słowa sprzed lat.
- Dzisiaj festiwal jest w stanie wygenerować takie gwiazdy, jak kiedyś?
- To inne czasy. Zwycięstwo na naszym festiwalu nie gwarantuje już tego, że jego autor z miejsca stanie się w Polsce rozpoznawalny. Dzisiaj uczestnictwo w naszej imprezie to jeden z etapów w karierze. Mocno wierzę jednak, że ten etap jest bardzo ważny i uskrzydla artystę na tyle, że potem łatwiej mu robić inne rzeczy i wspinać się po kolejnych szczeblach sukcesu.
- Tegoroczna edycja festiwalu to też cztery koncerty galowe. Łączy je jakaś wspólna myśl?
- Myślą przewodnią jest jubileusz. W ramach tego ogólnego jubileuszu sześćdziesięciolecia festiwalu, każdy koncert to też inny mini-jubileusz. Zaczynamy w czwartek w Radiu Kraków i jest to dwudziesty jubileusz śmierci Jacka Kaczmarskiego. Posłuchamy duetu Nagórski/Wośko w programie złożonym z późnej poezji tego słynnego barda, która powstała na jego emigracji w Australii. W piątek w NCK odbędzie się koncert „Norwid/Od. nowa” z piosenkami z płyty, która ukazała się w pandemii z okazji dwustulecia śmierci C.K. Norwida. Będzie to pierwsza prezentacja tych piosenek na żywo. Jedną z osób, która wystąpi na tym koncercie jest Renata Przemyk, która obchodzi w tym roku 35-lecie swego zwycięstwa na naszym festiwalu. Sobota to koncert Zespołu Reprezentacyjnego, który obchodzi 40-lecie działalności. To w Krakowie wszedł on ten poziom rozpoznawalności, na którym funkcjonuje do dziś. Bilety są już wyprzedane. W niedzielę mamy Marka Dyjaka, który obchodzi 35-lecie pracy artystycznej, a nasz festiwal wygrał 29 lat temu. Zaprosił on do swego koncertu innych jego laureatów – Roberta Kasprzyckiego i Jana Kondraka. Dołączy do nich Kasia Moś.
- Trzy koncerty są poświęcone muzyce bardów. Czyli ta tradycja nadal jest najsilniejsza na festiwalu?
- Trudno zapominać, jaki jest jego rodowód i skąd pochodzi. Cała nasza praca polega na tym, żeby pamiętać o historii i najważniejszych postaciach, ale też otwierać się na nowe przestrzenie i współczesność. Czyli łączyć stare z nowym.
- Tak postrzegasz też przyszłość festiwalu?
- Mam nadzieję, że tak. Po pierwsze - organizacyjnie, po drugie – artystycznie i po trzecie – konkursowo, wierzę że młode pokolenia nie będą zapominać o tym, co było kiedyś, ale będą to przetwarzać i interpretować po swojemu i na nowo. W ten sposób będą pamiętać o historii i o tym skąd festiwal pochodzi. Ale będzie się on również rozwijał.
- Festiwal jest stabilny również pod kątem finansowym na tyle, że możecie spokojnie myśleć o przyszłości?
- Mam nadzieję, że tak. Mamy zapewnione finansowanie ze środków publicznych na kilka lat wprzód. Kiedy ma się odpowiedni budżet, to komfort pracy jest zupełnie inny. Można też sięgać po artystów z wyższej półki. Mamy więc na przyszłość optymistyczne widoki. Wierzę, że festiwal będzie się ciągle rozwijał i miał należne mu miejsce w polskiej kulturze.
