- Gdy przychodzą deszcze mamy tu wielkie rozlewisko. Bez gumiaków z domu wyjść się nie da - przekonuje Maria Guzik. A wyjść przecież trzeba, mieszkańcy muszą nosić z sobą dwie pary butów. Zimą jest jeszcze gorzej. Aby wyjechać z domu, nierzadko sami odśnieżają drogę.
- Wstajemy wtedy bladym świtem i przez kilka godzin machamy łopatami - mówi Zygmunt Tota. W najgorszej sytuacji jest rodzina Guzików, której dom położony jest na samym końcu drogi. Do tego obejścia nie dojedzie bowiem ani straż, ani pogotowie.
- Gdy wezwaliśmy lekarza do męża, który miał zawał, ratownicy musieli go nieść przez pola na noszach, bo karetka tu nie dojechała - przekonuje Maria Guzik. Takich sytuacji było więcej. Zdeterminowani mieszkańcy nie chcą już czekać. - Bo ile można? - pytają retorycznie.
- Gdy moja córeczka miała pół roku, usłyszałam od burmistrza, że będą coś robić. Od tamtej pory minęły cztery lata i nadal nic się nie dzieje - przekonuje Katarzyna Wąs. Grzegorz Wawryka, burmistrz Brzeska, mówi, że o problemie słyszał.
- To zadanie nie było traktowane jako priorytetowe przez radę sołecką. Przed nami jednak kolejny budżet i zebranie w tym sołectwie. Jeśli temat zostanie tam zgłoszony, zajmiemy się nim - ochoczo obiecuje burmistrz. Po raz kolejny.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+