https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W takim domu każdy chciałby mieszkać

Katarzyna Uczkiewicz
archiwum
Praca nagrodzona w IV edycji Konkursu im. Macieja Szumowskiego na reportaż "Polska zza siódmej miedzy" - "Kryzys. Historie dramatów i zwycięstw"

Kiedy przyjechaliśmy tu pierwszy raz, pomyślałam, że mogłabym od razu zostać na zawsze - mówi Anka, trzydziestoparoletnia germanistka. - Wyobraziłam sobie moich chłopców śmigających na rowerach. Chłopaki miały wtedy pół roku, a my świetlaną przyszłość przed sobą.
Przedmieścia Wrocławia.

Cukierkowo śliczny budynek w otoczeniu poniemieckich szeregówek, okolica jakby żywcem wyjęta z brytyjskiej kreskówki. No, może nie do końca, w brytyjskich kreskówkach nie ma bram otwieranych pilotem. Anka naciska przycisk i wjeżdżamy na posesję. Plac zabaw z ekologicznych materiałów, betonowy grill i stoły. Niskie płotki i wątłe tuje wyznaczają granice przydomowych ogródków. Na końcu posesji parking z oznaczonymi miejscami.

Kawalerka
- Wcześniej mieszkaliśmy w wielkiej płycie, w kawalerce Rafała. Cienkie ściany i syf na klatce schodowej nie przeszkadzały nam, większość czasu i tak spędzaliśmy na mieście.
Anka po studiach dostała stypendium doktoranckie, Rafał pracował na uczelni. Nie zarabiali dużo, ale nie mieli większych wydatków:

- Jeździliśmy po Europie, do Edynburga, do Barcelony, byliśmy nawet na Syberii. Festiwale teatralne, trekking, zwiedzanie. Cieszyliśmy się, że mamy kilka lat dłużej wolności, że nie będziemy jak nasi rodzice i ich znajomi. Małżeństwo kojarzy im się tylko z trudem, znojem, oszczędzaniem, pieluchami itd. Wierzyłam, że gdy kiedyś będę sfrustrowaną kurą domową , to Rafał będzie mnie pamiętał z tych beztroskich chwil, że to nas scementuje... No to teraz mam...

Nic takiego się nie stało
Z e-maila Rafała:
Nie wiem, po co chcesz o nas pisać. Nic takiego się nie stało, ludziom nie wychodzi razem i się rozstają. Kredyt nie ma tu nic do rzeczy. No dobra, trochę ma - przez kredyt we frankach nie mamy jak sprzedać mieszkania. A ani ja, ani Anka tym bardziej sami to nie damy rady spłacać rat.

Cztery lata temu urodziły się bliźniaki. Anka, pochłonięta opieką nad dziećmi, zwolniła z doktoratem. Chłopcy są wcześniakami, co chwilę pojawiały się problemy ze zdrowiem, alergie, rehabilitacja. Została z tym sama, bo Rafał porzucił uczelnię i zatrudnił się jako PR-owiec w dużej fabryce. Mniej bywał w domu, ale zarabiał nieporównywalnie więcej.
- Czasem się nawet cieszyłam, że go nie ma. Kiedy wracał, robiło się tak ciasno, że potykaliśmy się o siebie. Kiedy chcieliśmy być sami, wywoziliśmy łóżeczka śpiących chłopaków do przedpokoju. Albo przenosiliśmy się do kuchni. Początkowo nawet nas to bawiło…
Kiedy Ania wróciła na uczelnię, do dzieci przychodziła sąsiadka z osiedla, była nauczycielka na wcześniejszej emeryturze. Na pomoc rodziców nie bardzo mogli liczyć.

- Nawet gdyby mama moja albo Rafała mogła przyjechać na kilka dni, to gdzie by spała? Chyba w wannie… Spienić ci mleczko? - pyta Anka.

Tu jest inaczej
W nowym mieszkaniu mają cztery pokoje, ale zamiast kuchni aneks. Na centralnym miejscu ekspres ciśnieniowy wielkości mniejszej pralki, z dziesiątkami różnych funkcji. Rafał kupił go, kiedy Anka przestała karmić piersią.

- Siedziałam z dzieciakami na tym blokowisku i zaczynałam powoli świrować. Wyglądasz przez okno, a tam tylko bloki i bloki. Brałam wózek i chodziłam na spacery aż nad Odrę. Ale ładowanie do windy podwójnego wózka to skomplikowana operacja. A jeszcze, nie daj Boże, ktoś inny też chciał jechać. No coś ty, ktoś miałby poczekać na następną? Chyba ze dwa razy tak się zdarzyło. W bloku było piętnaście pięter, ludzie się nie znali, nawet w windzie nie rozmawiali z sobą, patrzyli się głupio w szybkę albo na przyciski. Za to większość miała psy. W windzie gadali do tych psów, do sąsiadów prawie nigdy.

Tutaj jest inaczej. Tylko dziewięć mieszkań. Prawie wszyscy są po imieniu. Większość między trzydziestką a czterdziestką, z małymi dziećmi, z kredytami - najczęściej we frankach.

Wszystko było skalkulowane
Z e-maila Rafała:
Najbardziej mnie wkurza, że ludzie będą nas porównywać do tych niewypłacalnych idiotów, o których teraz tyle jest w mediach. Wszystko było racjonalnie skalkulowane i nie miało prawa się nie udać. Zresztą, finansowo wyszliśmy już na prostą. Dlatego jak chcesz o nas pisać, to tak, żeby nasi znajomi nie mogli nas rozpoznać. Większość udaje, że kryzys ich nie dotyczy.
W ich mieszkaniu skutków kryzysu nie widać. Nowe meble, niezły sprzęt, markowe zabawki i ubranka chłopaków.
- Cztery, pięć lat temu ceny mieszkań szły w górę z tygodnia na tydzień. Nawet dziś, po spadkach cen, gdyby nie kredyt, moglibyśmy je sprzedać prawie trzy razy drożej. Wiem, bo robiliśmy wycenę, kiedy pojawił się temat rozwodu.

To znaczy: kiedy? Nie potrafią jasno powiedzieć, że to było tego czy innego dnia.
- No wiesz, jak się kłóciliśmy, to czasem straszyliśmy się nawzajem: jak tak, to się z tobą rozwiodę. Ale chyba nie traktowaliśmy tego poważnie, zresztą zawsze łatwo się było pogodzić. A kiedy się tutaj przenieśliśmy, przez jakiś rok-dwa była prawie sielanka.

Pustka wokół nas
Rafał awansował, Anka straciła stypendium, ale znajomi z wydawnictwa dawali jej zlecenia - tłumaczenia, redakcje tekstów naukowych, korekty. Miała czas dla dzieci i na pracę nad doktoratem. Niedaleko otwarto prywatne przedszkole, gdzie można było zostawić dzieci nawet na noc, albo zamówić opiekunkę do domu. Znowu zaczęli chodzić na imprezy.

- Ale było inaczej. Nasi znajomi ze studiów rozeszli się w różne strony, Rafała koledzy z firmy spotykali się, żeby chwalić się swoimi samochodami. Wokół nas zrobiło się pusto. Okazało się, że we dwoje nie potrafimy się już bawić. Ja się po prostu nudziłam. Rafał robił mi awantury, że nie potrafię się wyluzować, że jestem kwoką, która myśli tylko o dzieciach. Ale ja w tym klubie czy kinie nie myślałam o dzieciach, myślałam o tym, że chciałabym być gdzie indziej, może sama, może z jakąś dawną przyjaciółką, nie wiem...

Kiedyś
- Kiedyś Anka była inteligentną dziewczyną - opowiada Rafał, z którym umówiłam się na Gadu-Gadu. - To ona wyciągała mnie na podróże bez planu, bawiliśmy się chodząc na przypadkowe filmy do kina, w knajpach udawaliśmy parę na pierwszej randce. To były wszystko jej pomysły. A teraz zobaczyłem, że straciła całe poczucie humoru.

Kryzys
Początkowo wydawało się, że kryzys ich nie dotknie. Kiedy Rafałowi obcięto premię i zlikwidowano pakiet socjalny, nie przejęli się. Ale kiedy okazało się, że rata kredytu w ciągu miesiąca zwiększyła się o 500 złotych, zaczęli się niepokoić.
- Pierwszy raz zaczęliśmy śledzić kursy walut. Wcześniej się nad tym nie zastanawialiśmy. Wiadomo było, że nam forsy wystarczy. Teraz okazało się, że wcale niekoniecznie. To było nowe uczucie. Jakby niepewność?
Potem firma ograniczyła liczbę samochodów. Fordem, który do tej pory miał do swojej dyspozycji, Rafał musiał się teraz podzielić z dwoma współpracownikami. Przesiadł się do starego matiza Anki.

- Nawet nie umiałem tego prowadzić. Umówiłem się z kumplem, że będziemy jeździć razem. Zabieraliśmy jeszcze jedną dziewczynę, która mieszkała niedaleko.

- Do naszych prywatnych celów pozostał matiz. Rafał ledwo się w nim mieścił. Ledwie wsiadaliśmy do auta, od razu zaczynaliśmy się kłócić. O byle bzdurę. Kto lepiej prowadzi, jaką trasę wybrać, że on jeździ zbyt agresywnie, nie zwraca uwagi na dziury, że ten samochód to atrapa, skoro na byle dziurze może się rozpaść, to załatw lepszy, jak jesteś taki mądry itd. Chłopcy siedzieli z tyłu, a nas to w ogóle nie hamowało. Teraz myślę, że to było straszne dla nich, ale wtedy jakoś nie umieliśmy się powstrzymać.

Kłótnie "z niczego" zdarzały się coraz częściej. Anka miała mniej zleceń, wydawnictwo zrezygnowało z części publikacji. Prywatne przedszkole chłopaków (do publicznego nawet by się nie dostali) podniosło czesne. Wykupili więc tańszy pakiet (dzieci przychodzą po śniadaniu w domu, trzeba je odebrać do godziny 14.30). Zanim zdecydowali, jaki samochód sobie sprowadzą, Rafał dostał wypowiedzenie.

- W kontrakcie menedżerskim miałem zagwarantowaną tylko miesięczną odprawę. Nagle zostałem całkowicie na lodzie. Przychodzę do domu, a tam Anka z jakąś sąsiadką ogląda oferty rodzinnych wczasów na Krecie. Myślałem, że dostanę zawału.

Ten ostatni dzień
- To był chyba ostatni dzień, kiedy byliśmy jak prawdziwe małżeństwo - mówi Anka. - Dotarło do nas, że to nie czas na kłótnie. Policzyliśmy kasę: wpływy, wydatki, oszczędności. Zrobiliśmy nawet tabelkę w Exellu. Było jasne, że musimy poszukać pracy, obciąć wydatki, było jasne, że damy radę. Potem poszliśmy do łóżka. Zasnęliśmy, przynajmniej ja, z przekonaniem, że między nami wszystko jest dobrze.
Ale rano pokłócili się. O pieniądze. Konkretnie - o benzynę i o to, że Anka za dużo jeździ autem.
- Powiedziałam, że mieszkamy w takim miejscu, że nie da się inaczej. To po co kupowaliśmy to mieszkanie, odpowiedział. A przecież on też był nim zachwycony.
Dziś raczej nie lubią tego miejsca. Anka długo mogłaby wyliczać jego wady: Wysokie opłaty, oddalenie od miasta, ciasna łazienka, słabe ciśnienie wody, no i ten cholerny kredyt.

- Kiedy pierwszy raz pożyczyliśmy pieniądze od rodziców, zacząłem nienawidzić tego miejsca. Pomyślałem, jak fajnie, bezproblemowo żyliśmy w tamtej kawalerce, że gdyby nie kredyt, moglibyśmy żyć tak dalej. Anka była jak na huśtawce: raz zachowywała się jak gdyby nigdy nic, to znowu wpadała w histerię.

- Rafał zrobił się zgryźliwy, wściekał się o każdy rachunek: za komórkę, buty dla dzieci - a przecież nogi im nie przestaną rosnąć tylko dlatego, że jest kryzys.
Czy myśleli o negocjacjach z bankiem? Oczywiście. Ale właśnie wtedy znajomym bank najpierw poszedł na rękę, a potem podwyższył oprocentowanie, uzasadniając, że ich zobowiązanie stało się kredytem wysokiego ryzyka. Postanowili jak najdłużej sprawiać wrażenie solidnych klientów.

Odbicie od dna
- To było wariactwo. Sprawdzaliśmy każdą cenę każdego głupiego mydła. Rachunki płaciliśmy ostatniego dnia, żeby pieniądze jak najdłużej były na koncie, nawet jak moja mama dała mi pieniądze na prezenty dla chłopaków, to przelałam je najpierw na konto.
Wieczorami kładli dzieci, włączali komputer i porównywali wydatki. A potem oglądali idiotyczne seriale. W końcu Rafał znalazł pracę. Wrócił na uczelnię. Dwa tygodnie później Ance zaproponowano udział w wydawniczym projekcie za pieniądze unijne. Było co świętować.

- Kupiłam wino - tanie - i zrobiłam grzańca, jak za studenckich lat. Powinniśmy się cieszyć, cieszyłam się, że będziemy się razem cieszyć. Wypiliśmy, powiedzieliśmy sobie, jak to wspaniale, ale to nie była radość. Tylko ulga. A potem pojechaliśmy na wesele mojej kuzynki. Było miło, a my staraliśmy się, naprawdę się staraliśmy i nagle, nie wiem dlaczego, po głupim żarciku jakiegoś wujka, od słowa do słowa, zrobiliśmy straszną awanturę. Straszną. Nie wiem nawet, o co. Wtedy pomyślałam, że te różne groźby, straszenie rozwodem przy co drugiej kłótni, że to się właśnie dzieje.
Pytanie
Są rozsądni, wykształceni, kochają swoje dzieci. Czy kochają siebie nawzajem?
- Wiesz - mówi zaskoczona Anka - już się nad tym nie zastanawiam. Kiedy myślę o tym, co było kiedyś, czuję, że tak, że go kocham. Ale teraz ważne jest to, czy jesteśmy w stanie razem żyć, wychowywać dzieci bez scen. Czytałam wywiad z jakimś psychologiem, który mówił, że to jest możliwe: umówić się, że jesteśmy nadal razem z innych powodów niż miłość.

Ale jak taka umowa miałaby wyglądać: ty wyrzucasz śmieci, chyba że masz gorączkę powyżej 38,5, ja co dzień myję kibel, seks dwa razy w tygodniu, z dziećmi każde bawi się po 45 minut... prościej byłoby chcieć być razem.
O to samo pytam Rafała. Odpisuje:
NC *

Czy się rozwiodą? Na razie ich plany powstrzymał kredyt, ten sam, który był katalizatorem ich prywatnego kryzysu. Rafał jest od miesiąca w Genui. Realizuje projekt badawczy dotyczący polskich studentów w Unii Europejskiej. Co będzie, kiedy wróci do domu? Anka jeszcze nie wie. Nagle zaczyna się śmiać:

- Wiesz, mówi się czasami, że w PRL ludzie mniej się rozwodzili, bo do uruchomienia pralki potrzeba było dwóch osób. Dziś do przysięgi małżeńskiej powinni dopisać " i wezmę z tobą kredyt hipoteczny".

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska