Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ulach pod Wawelem praca wre. Pszczoły robią miód taki, jak na wsi

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
Nasi pszczelarze są pasjonatami. Nie dojedzą, nie dośpią, a gdy mają wybrać wczasy, albo pszczoły to zostaną ze swoją pasieką nawet kosztem urlopu - Przemysław Szeliga
Nasi pszczelarze są pasjonatami. Nie dojedzą, nie dośpią, a gdy mają wybrać wczasy, albo pszczoły to zostaną ze swoją pasieką nawet kosztem urlopu - Przemysław Szeliga Fot. Anna Kaczmarz
Sekrety pasieki. Pszczoły rozgościły się na dachach miejskich budynków i wyruszyły na podbój łąk kwietnych . O tym, jak Kraków zmienia się w krainę miodem płynącą, rozmawiamy z PRZEMYSŁAWEM SZELIGĄ, szefem Zrzeszenia Pszczelarzy Krakowskich, które dba o miejskie pasieki

- W Krakowie pojawia się ostatnio coraz więcej pasiek: na uczelniach, na dachach urzędów. Czy to prawda, że miejski miód jest nawet zdrowszy i czystszy od tego z wiejskich pasiek, bo nie jest narażony na pestycydy?

- Polski miód to produkt z górnej półki i tak naprawdę nie ma różnicy między tym miejskim, a wiejskim. Na Akademii Górniczo-Hutniczej prowadzono badania porównujące skład miodów z tych dwóch ekosystemów. Ich wyniki wykazały, że miody z miejskich i wiejskich pasiek niczym się nie różnią. Ostateczną pewność dadzą nam kolejne badania, jakie prowadzi teraz Uniwersytet Rolniczy, który w kilku miejscach w Krakowie pobiera przez ten rok próby miodu, pyłku i pszczół w różnych stadiach rozwoju, by sprawdzić, czy jakieś zanieczyszczenia przedostają się nie tylko do miodu, ale i do ciała pszczoły. Środki ochrony roślin, zwłaszcza te źle używane są oczywiście bardzo szkodliwe, ale nie dla samego miodu, a dla pszczół.

- Czy to właśnie pestycydy je zabijają?

- Opryski są bardzo groźne dla pszczół, zwłaszcza gdy wykonywane są niewłaściwie czyli w godzinach lotu owadów na kwitnących uprawach. Wielu sadowników również miesza ze sobą kilka środków ochrony roślin, które oddzielnie nie są groźne, ale wymieszane stają się dla pszczół zabójcze. Sadownicy powinni przestrzegać podstawowych zasad, bo zapylanie ich upraw przez pszczoły przynosi im przecież korzyści - plony są znacznie większe. Niestety często brakuje współpracy między sadownikami i rolnikami, a pszczelarzami. Pestycydy nie są jednak jedynym zagrożeniem.

- Przez co jeszcze pszczoły wymierają? Z roku na rok jest ich coraz mniej...

- Groźnych czynników, które są dla nich zabójcze jest kilkanaście. Wśród nich m.in. choroby przyniesione z innych krajów przez pszczelarzy, którzy przywożą do Polski obce gatunki. U nas najlepiej sprawdzają się nasze rodzime pszczoły przystosowane do panujących u nas warunków. Krakowscy urzędnicy zadbali też o to przy okazji tworzenia projektu „Pasieki Kraków”. W ulach na dachach miejskich budynków można hodować wyłącznie pszczoły z pasiek posiadających księgi hodowlane lub rejestry.

- Pszczoły, które zamieszkały m.in. na dachu Zarządu Budynków Komunalnych musiały mieć udokumentowany polski rodowód?

- Dokładnie. W tych rodowodach można prześledzić historię pszczelich rodzin nawet do kilkunastu pokoleń wstecz. Poza tym dokładnie je wyselekcjonowaliśmy także pod kątem łagodności i rojliwości. Gdybyśmy tego nie zrobili te bardziej rojliwe mogłyby się wymknąć spod kontroli, a wiszące roje pojawiałyby się na drzewach czy witrynach sklepowych. Na szczęście krakowscy urzędnicy najpierw stworzyli regulacje opierając się na opiniach fachowców, a dopiero potem posadowili ule. Pomagaliśmy im w tym korzystając z doświadczeń kolegów z Berlina. Dzięki temu udało się wypracować kompromis między interesem pszczół i pszczelarzy, a dobrem mieszkańców - tak, by było bezpiecznie dla wszystkich.

- No właśnie. Mamy się czego obawiać? Niektórzy martwią się, że są teraz bardziej narażeni na użądlenie

- Prawdopodobieństwo użądlenia np. przy Nowohuckim Centrum Kultury jest takie samo jak wtedy, gdy tej pasieki na dachu nie było. Gwarantuję, że nikt kto spaceruje obok budynków, na których są ustawione pasieki nie zorientuje się, że są tam pszczoły. One nie są zainteresowane ludźmi, ale kwiatami. Poza tym także wcześniej mieliśmy je w mieście. Zasięg lotu pszczoły to nawet trzy kilometry, więc mogą przylecieć nawet spoza Krakowa. Natomiast jeśli ktoś jest na prawdę uczulony (dostaje wstrząsu anafilaktycznego) i nie ma przy sobie odpowiedniego zastrzyku to jest po prostu nieodpowiedzialny. Ryzyko ukąszenia jest wszędzie takie samo. Zresztą sam jestem pszczelarzem od szesnastego roku życia, a moja mama jest uczulona na jad pszczoły. Mimo że w ogrodzie ma ule przez dwadzieścia lat tylko raz została użądlona.

- A co jeśli ktoś jest uczulony na jad pszczoły, ale o tym nie wie?

- Sama opuchlizna w miejscu ukąszenia nie jest groźna. Możemy się martwić, gdy swędzenie, zaczerwienienie czy opuchlizna pojawia się po kilkunastu minutach w odległym od użądlenia miejscu. Warto jednak pamiętać, że pszczoła atakuje tylko wtedy, gdy musi się bronić. Podczas otwarcia pasieki w Ogrodzie Botanicznym prowadziliśmy warsztaty pszczelarskie dla ponad setki dzieci w wieku 2-10 lat i tylko jedna dziewczynka została użądlona, bo gdy pszczoła usiadła jej na ręce zacisnęła odruchowo dłoń. Umieszczenie pszczół na dachach to dobry pomysł, bo nie tylko ludzie, ale i owady są tu bezpieczniejsze - nikt ich nie drażni.

- Czyli pszczoły w Krakowie mają się dobrze?

- Naprawdę dobrze. Oprócz tego, że nie są narażone na pestycydy mają tu stały dostęp do pożywienia. To widać także po ilości zebranego miodu z miejskich pasiek. W przeliczeniu na jedną pszczelną rodzinę jest go nawet dwa razy więcej niż w tych wiejskich. To dlatego, że w mieście pszczoły mają dostęp do pożywienia od wiosny do jesieni: w Krakowie jest mnóstwo ogródków działkowych, w niektórych dzielnicach są też przydomowe, a i zagospodarowanie zieleni w przestrzeni publicznej wreszcie idzie w dobrym kierunku. Zarząd Zieleni Miejskiej zasiał łąki kwietne, stawia domki owadów i trzmieli. Pożywienie w mieście jest zresztą bardziej zróżnicowane niż na wsi, gdzie niszczy się np. koniczynę i mniszka lekarskiego na przydomowych trawnikach. Jednak trzeba pamiętać, że nie każda roślina co roku nektaruje, a inne - nie w każdych warunkach pogodowych.

- Skoro pszczoły nie zawsze mają nektaru pod dostatkiem to kiedy trzeba je dokarmiać?

- Gdy widzimy, że są głodne (śmiech).

- Ale po czym to poznać?

- Mamy teraz nowoczesne metody, które nam to ułatwiają.

- No właśnie, elektronika staje się w ulach coraz bardziej popularna.

- Pszczelarze wyposażają pasieki w elektroniczne wagi ustawiane pod ulami. One raportują co się dzieje w ulu i wysyłają dane smsami lub na serwer. Pszczela rodzina potrzebuje na własny pokarm ok. pół kilograma miodu dziennie, jeśli więc w ulu go nie przybywa wiemy, że należy je dokarmiać. Nasza waga nie tylko podaje wagę ula co godzinę, ale też mierzy wilgotność i temperaturę: w ulu i na zewnątrz.

- Ale nie każdy pszczelarz dysponuje takimi urządzeniami…

- ... bo to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Doświadczeni pszczelarze nawet bez tego szybko potrafią ocenić, że pszczoły są głodne. W ramkach po prostu zaczyna ubywać pokarmu. Jeśli jego ilość zmniejsza się z dnia na dzień to owady trzeba dokarmiać. Doświadczeni pszczelarze nie muszą mieć urządzeń, bo są dobrymi obserwatorami.

- Co jedzą pszczoły, gdy brakuje nektaru?

- Wodę z cukrem, syrop, albo ciasto cukrowo-miodowe. Ważne jest, by wymienić plastry, gdy pszczoły dostają pokarm zastępczy. Inaczej dojdzie do zanieczyszczenia prawdziwego miodu. Na to trzeba też bardzo uważać przy leczeniu pszczelich rodzin, które atakują pasożyty. Poza jedzeniem ważne jest, by pszczoła miała też dostęp do wody. Jeśli tego nie zapewnimy owady będą jej szukać np. w oczkach wodnych drażniąc mieszkańców. Dlatego przy miejskich pasiekach ustawiliśmy poidła.

- Te miejskie ule obsługują doświadczeni pszczelarze?

- Tylko doświadczeni i odpowiedzialni. Mimo że wybraliśmy tych, którzy od lat zajmują się pszczelarstwem, zadbaliśmy także o dodatkowe szkolenia dla nich, by mogli się doskonalić. To członkowie Zrzeszenia Pszczelarzy Krakowskich, którzy wymieniają się doświadczeniami z innymi pszczelarzami z Europy. Jednak najważniejsze jest to, że oni przede wszystkim kochają pszczoły.

- Tymi miejskimi też zajmują się z sercem?

- Mają ku temu powody. Każdy pszczelarz opiekuje się jedną miejską pasieką z pięcioma ulami. W ramach projektu „Pasieka Kraków” zaopatrujemy ich w cały potrzebny sprzęt, ale owady dostarcza pszczelarz. Dlatego on nie zajmuje się owadami, jak swoimi… on naprawdę zajmuje się swoimi pszczołami. Dzięki temu mamy pewność, że są właściwie zaopiekowane. Nasi pszczelarze są pasjonatami. Nie dojedzą, nie dośpią, a gdy mają wybrać wczasy, albo pszczoły to zostaną ze swoją pasieką nawet kosztem urlopu.

- Mamy teraz „modę na ule”. Powinniśmy się cieszyć?

- Najważniejsze, by pszczołami zajmowali się odpowiedni ludzie. By zostać pszczelarzem trzeba się wiele nauczyć. Nie można się nim stać czerpiąc wiedzę z popularnego serwisu z filmami wideo. Nasze zrzeszenie jest otwarte dla młodych pszczelarzy i chętnie porządnie ich wyedukujemy. Jednak ważne, by ludzie zrozumieli, że pszczołom mogą pomóc inaczej. Nie muszą od razu zakładać uli...

- Co zatem możemy robić?

- Sadzić rośliny miododajne! Choćby kolorowe krokusy, które dają pszczołom pierwszy pyłek na wiosnę, ale także żywopłoty z irgi lub śnieguliczki. Można także sadzić klony, lipy, robinie akacjowe, a przede wszyst-kim - nie odchwaszczać trawników z koniczyny i siać jeszcze więcej łąk kwietnych.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 13

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: W ulach pod Wawelem praca wre. Pszczoły robią miód taki, jak na wsi - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska