- Ogólnie rzecz biorąc, to ja zbieram szmaty - opowiada Rafał Rybka, kolekcjoner mundurów. - W tych moich pasjach, zainteresowaniach to chyba nie ma nic nadzwyczajnego. Jestem nauczycielem historii, więc to dla nikogo nie powinno być dziwne - mówi, szeroko się uśmiechając.
Zainteresowanie historią wojenną ma u pana Rafała źródło w dzieciństwie.
- Gdy sięgam pamięcią do dzieciństwa, to nie przypominam sobie, żebym chciał być policjantem czy strażakiem - opowiada. - Ale z wielkim zapałem czytałem historyczne książki. I chyba zawsze czułem, że historia będzie moją drogą w życiu.
Groty strzał wprost z kuźni dziadka
- Miałem fajne dzieciństwo - wspomina Rafał. - Mój dziadek był kowalem. W jego kuźni spędzałem wiele czasu. Mogłem całymi godzinami patrzeć, jak z kawałka metalu powstawały wspaniałe, użyteczne narzędzia.
Kuźnia, o której mowa była w Rożnowicach. Powstawały w niej nie tylko proste narzędzia, motyki czy widły. Dziadek Rafała budował też wozy, robił pługi czy brony. Podkuwał też konie.
- Nie było tam takiego ręcznego miecha, więc nie musiałam nim machać - wspomina. - Ale dziadek przekazywał mi swoją wiedzę i umiejętności. Uczył szacunku dla ciężkiej pracy - tłumaczy.
Mały Rafał nie tylko przyglądał się pracy. Chętnie w niej uczestniczył.
- To, że pomagałem dziadkowi, bardzo imponowało moim kolegom - opowiada. - Gdy już nabrałem jako takiej wprawy, to na potrzeby dziecięcych zabaw zacząłem robić strzały do łuków - dodaje.
Groty do pierwszych wykonanych przez Rafała strzał powstawały z hufnali, czy wykonanych w kuźni dużych gwoździ, których głównym przeznaczeniem było mocowanie podków do końskich kopyt.
- Teraz z perspektywy dorosłego człowieka patrzę na to z lekkim przerażeniem - opowiada Rafał. - Te strzały, które wtedy robiłem, były naprawdę niebezpieczne, szczęśliwie nigdy w czasie dziecięcych zabaw nie doszło do jakiegoś nieszczęścia.
Za tym mundurem poszłyprzecież panny sznurem
Po skończeniu szkoły średniej Rafał trafił na dwa lata do wojska.
- Tak się złożyło, ale chyba tego nie żałuję - wspomina. - Bardzo możliwe, że właśnie pobyt w wojsku stał się zaczynem moich kolekcjonerskich pasji.
Tuż po wojsku Rafał rozpoczął studia na wydziale historii Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Po studiach zaczął uczyć. Po kilku latach już na stałe został pedagogiem w szkołach w Rożnowicach i Sitnicy.
- Już od pierwszych zajęć wiedziałem, że to jest właśnie to, co chcę w życiu robić - mówi. - Zgłębiać wiedzę historyczną i przekazywać ją innym.
W czasie studiów powstały pierwsze zręby wielkiej, mundurowej kolekcji Rafała Rybki.
- Zacząłem kolekcjonować mundury wojskowe - opowiada. - Musiałem to jakoś usystematyzować, więc zdecydowałem się na polowe stroje wojskowe, kamuflażowe z okresu dwudziestego wieku.
Początkowo były to oczywiście te najbardziej dostępne, polskie. W pewnym okresie bardzo chętnie wykorzystywane przez górskich turystów.
Amerykański strach na wróble
Kolekcja mundurów rozrastała się powoli. Głównym źródłem ich pozyskiwania okazały się internetowe aukcje i giełdy kolekcjonerów.
- Teraz mam 150 kompletnych zestawów - opowiada Rafał. - Ale posiadam też bardzo dużo połówek, czasem są to bluzy, czasem spodnie. Mam nadzieję, że kiedyś i te połówki staną się kompletami.
Jak mówi Rafał, gdy coś wpadnie mu w ręce, to już tego nie wypuszcza. Kolekcja ma tylko tendencję rozrastającą się. Żaden mundur jej nie opuszcza.
Na pasję Rafała, jego żona Ela, też nauczycielka, spogląda z pobłażaniem. Nie wtrąca się do tego, tym bardziej że on w wielu zebranych fragmentach mundurów chodzi na co dzień.
- Ja jednak sporo wydaję na te mundury - opowiada. - Szczęśliwie nie rzutuje to na nasz budżet domowy, więc Ela mi na to pozwala - dodaje z uśmiechem.
Jeden z mundurów, amerykański z czasów wojny w Wietnamie, trafił w ręce Rafała dosłownie wprost z pola.
- Pojechaliśmy z przyjaciółmi w słowackie Tatry - relacjonuje. - Przechodząc przez jakąś wieś, zauważyłem na polu stracha na wróble, który zdecydowanie wyróżniał się od innych, bo cały był w barwach maskujących - dodaje.
Rafał znalazł właściciela gruntu, na którym stało straszydło i zaczął pertraktacje. Okazało się, że mundur, w który ubrany był strach, należał do syna gospodarza i po jego wyjeździe do miasta po prostu przeszkadzał w domu. Tak stał się strojem stracha.
- Zacząłem tłumaczyć chłopu, że strach na wróble nie może być w barwach maskujących, bo go ptaki nie widzą - opowiada rozbawiony Rafał. - Starałem się mu uświadomić, że najlepiej, żeby był żółty albo czerwony.
Po kilku minutach rozmowy amerykański mundur trafił do plecaka Rafała. Cena nie była wygórowana.
- To było takie jak u nas symboliczne pół litra - mówi rozbawiony. - A radość dla mnie naprawdę wielka.
Z czasem kolekcja Rafała powiększyła się i o kostiumy teatralne. Będąc nauczycielem, bardzo często otrzymuje od dyrekcji zadanie zorganizowania szkolnych przedstawień.
- Szkoła w Rożnowicach nosi imię Tadeusza Kościuszki - informuje Rafał. - Zawsze jest tak, że gdy akademie przygotowuje któraś z koleżanek, to są wierszyki, jak ja to robię, to można mieć pewność, że będzie jakaś inscenizacja z elementami wojskowymi - stwierdza rozbawiony.
Odzywa się tatarska krew
Niedawno Rafał odnalazł nowe pole dla swoich zainteresowań. Został członkiem grupy Łucznicy Rozenbark.
- Rozenbark to Rożnowice, więc miejsce, z którym jestem związany zawodowo i rodzinnie, przecież tu była kuźnia dziadka - tłumaczy. - Do grupy łuczników trafiłem tak naprawdę dzięki szkole. Uczyłem syna Włodka Woźnicy, szefa grupy i tak się u nich znalazłem.
Grupa łuczników to ludzie, którzy strzelają z łuków tradycyjnych, wykonanych własnoręcznie. Rafał w tym gronie zajął się strzelaniem z broni mającej korzenie wschodnie.
- Moja prababcia urodziła się w Binarowej, a z domu nosiła nazwisko Murza.
Murza to w tradycji tatarskiej tytuł wodza perskiego lub tatarskiego, używany także w stosunku do uczonych i urzędników. Jak podają źródła historyczne, właśnie w Binarowej lokowani byli tatarscy jeńcy. Nie w jakichś kazamatach, ale dostawali ziemię i domy. Mieli tu mieszkać. - Nie zagłębiałem się jeszcze w te rodzinne tradycje - komentuje Rafał. - Może kiedyś przyjdzie na to czas. Faktem jest, że mam dobrą rękę do łuku, więc może to właśnie odezwała się ta cząstka tatarskiej krwi - dopowiada rozbawiony.