Lokatorzy bloku nr 28 znajdującego się przy ul. Wadowity w Wadowicach mogli zginąć w płomieniach lub zatruć się czadem. Życie uratował im 9-letni chłopiec który, gdy zobaczył dym, nie stracił zimnej krwi i błyskawicznie zadzwonił po straż pożarną.
Zginęliby w płomieniach
Pochmurny czwartek 9 listopada mógł być tragicznym dniem dla kilkudziesięciu mieszkańców bloku. Po południu gęsty dym zaczął wydobywać się najpierw z poddasza budynku. Zadymienie szybko pojawiło się w kolejnych mieszkaniach.
W efekcie zatruciu dymem uległy trzy osoby, które trafiły do szpitala, a jedna z mieszkanek doznała szoku i jej też trzeba było udzielić pierwszej pomocy. Strażacy w ostatniej chwili uratowali blok, bo choć szybko dojechali i wyprowadzili ludzi, to przez dobrych kilka minut szukali hydrantu z wodą.
Mieszkanie na poddaszu, gdzie zaprószył się ogień, zostało doszczętnie spalone. Wciąż wyjaśniane są przyczyny tego zdarzenia. Możliwe, że doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej.
- Cud, że żyjemy. Nikt z dolnych pięter nie widział tego, że na górze się pali, a jak już poczuliśmy dym, to większość z nas zaczęła omdlewać. Dzięki Bogu, że ktoś w porę zadzwonił po pomoc - opowiada jedna z lokatorek.
Tym kimś jest Łukasz Pietraszek, jeden z uczniów trzeciej klasy Szkoły Podstawowej nr 1 w Wadowicach.
- Akurat przechodziłem przez osiedle do babci, która mieszka obok, gdy zauważyłem dym w bloku naprzeciwko - opowiadał wczoraj Łukasz. Najszybciej, jak potrafił, pobiegł do mieszkania babci, chwycił za telefon i wykręcił numer do straży pożarnej, czyli 998.
Oponowaniem zaimponował strażakom
Strażacy, którzy niejedno już przecież przeżyli są pod wrażeniem tego, jak 9-latek ich poinformował o zagrożeniu.
- Nie dość, że powiadomił strażaków jako pierwszy, zanim ktokolwiek zauważył dym, to zrobił to w sposób, którego nie spodziewalibyśmy się nawet po dorosłych, którzy często są spanikowani. Podał wszystkie niezbędne informacje, łącznie z dokładną lokalizacją i drogą dojazdu, bardzo precyzyjnie i dokładnie - ocenia bryg. Jerzy Leśniakiewicz, dowódca Jednostki Ratownictwa Gaśniczego Państwowej Straży Pożarnej w Wadowicach.
- Dzięki jego pomocy w porę byliśmy na miejscu i zdążyliśmy ewakuować wszystkich lokatorów. Udało się też ugasić ogień. Niewiele brakowało, by ogarnął wszystkie piętra - zaznacza strażak.
We wtorek 22 listopada Łukasz wraz z całą swoją klasą został zaproszony do ratusza, gdzie odebrał od strażaków i burmistrza statuetkę za wzorową postawę. Łez nie mogła powstrzymać Monika Pietraszek, mama chłopca.
- Cieszę się, że mój Łukasz okazał się taki dojrzały. Wiedział, co zrobić, bo w szkole mieli zajęcia z tego, jak reagować w sytuacji zagrożenia - podkreślała z dumą. Oprócz Łukasza ma jeszcze pięcioro dzieci.