Czytaj także: W Wadowicach powstanie blok komunalny
- Te kurki i króliki były całym naszym życiem - wzdycha Bronisław Tomaszek, pokazując padnięty drób. Porozrzucane pióra wskazują na to, że toczyła się tu prawdziwa walka o życie. - Nie miały jednak szans na ucieczkę, bo były przecież w zamknięciu - mówi właściciel zwierząt. - To straszne, one wykrwawiły się na śmierć.
Gospodarstwo było dla państwa Tomaszków źródłem dochodu. - Emerytury mamy marne, więc trzeba było jakoś dorabiać - mówi Maria Tomaszek. - Zawsze ktoś jajka kupił, niekiedy po kurę przyszli. No i dla siebie było.
Po odkryciu makabrycznego znaleziska Bronisław Tomaszek zaalarmował straż miejską, komisariat policji i wadowicki magistrat. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że rzeź nie była sprawką człowieka. Mówi się raczej o ataku kuny. Jak tłumaczą leśnicy, gospodarze nie mogą w takich sytuacjach liczyć na odszkodowanie. Musieliby się wcześniej ubezpieczyć. Tomaszkowie ubezpieczenia nie wykupili. Do głowy by im nie przyszło, że jednej nocy mogą stracić wszystkie zwierzęta w takich okolicznościach.
Najnowsze wyniki wyborów 2011: PO i PiS
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!