Przychodzę do warsztatu po raz kolejny, z „zepsutym wybierakiem skrzyni biegów”, mechanik oświadcza, że jest zawalony, że moje cierpienie potrwa dłużej, nie wiadomo jak się skończy, bo części nie ma, bo „trzeba szukać”. Tzw. "rynek części używanych" śni mi się mroczną, cyber-punkową krainą wśród smaru i smogu, z której to mechanik wybiera wybierak i macha palcem: nie ciesz się, on i tak się zepsuje.
Pełen jestem czarnych myśli, że jeśli ktoś tam na górze chce zderzyć Tupolewa z brzozą, dla eksperymentu, jak podała Gazeta Wyborcza, to może właśnie w moim kabriolecie tę brzozę powinno się umieścić, że ona by się dobrze zmieściła, a ten poglądowy wypadek byłby zwieńczeniem naszej wieloletniej znajomości.
Dlaczego ja ciągle go mam? Dzieci go kochają, ja go kocham, ma określony zapach - taki staro-saabiczny, wydaje z siebie burzliwe pomruki, które nie przekładają się na osiągi. Chciałbym powiedzieć „jest stary, źle jeździ, ale nigdy mnie nie zawiódł”, tyle że to nieprawda. Musimy się chyba rozstać Sabiku. Tylko co ja za ciebie kupię? Paleo - beemkę, o której kiedyś marzyłem, a która teraz wygląda jak paczka gwoździ? Toyotę w wieku średnim, która zdaje się być salą samobójców? Dam ci szansę, krokodylu. Ostatnią, jak zawsze.