Müller zarządzał remontem budynku sądu i miał w dyspozycji wszystkie przeznaczone na ten cel pieniądze. Policjanci rozpoczęli śledztwo od skontrolowania kasy, a efekty przerosły wyobrażenia śledczych. Okazało się, że inżynier bardzo skutecznie zdefraudował około 200 tysięcy złotych, fałszując dokumenty i wystawiając fikcyjne faktury, a wszystko w powiązaniu ze znanym z ciemnych interesów geszefciarzem Engelhardtem, który naciągnął na pożyczki połowę tarnowskiej finansjery, a potem zbankrutował.
Engelhardt zaangażował się, nie posiadając pieniędzy, w import drewna z Czechosłowacji i na ten cel pożyczał znaczne sumy od ludzi omamionych widmem wielkiego interesu. Działał w spółce z wrocławskim rekinem drzewnym Ledererem, hazardzistą i typem spod ciemnej gwiazdy. Panowie kupowali drewno loco las i po przetransportowaniu do Polski sprzedawali z dobrym zyskiem tartakom. Samo przedsięwzięcie było w swoich zamierzeniach uczciwe, ale bardzo ryzykowne i wymagające stałego dopływu gotówki. Pożyczali wszyscy. Wśród wierzycieli znalazła się wdowa po burmistrzu Tertilu, wykładając na ten pokerowy geszeft 24 tysiące złotych, a bank w Preszowie sfinansował budowę dróg dojazdowych do lasu i budowę mostów.
Wielkie finansowe miraże rozmyły się w ulewnych deszczach, jakie nawiedziły czechosłowackie lasy i interes padł. Woda rozmyła drogi i powaliła mosty, a wspólnik Lederer wycofał się z gry, pozostawiając zbankrutowanego Engelhardta w samotności. Załamani wierzyciele zażądali zwrotu pożyczek i oddali weksle do sądu.
Inżynier Müller po sprzeniewierzeniu państwowych pieniędzy i bankructwie Engelhardta próbował rozpaczliwie ratować swoją sytuację, ale na próżno. Po powrocie ze Lwowa, gdzie bezskutecznie starał się o bankową pożyczkę, postanowił wyjść z niehonorowej sytuacji w sposób bardziej honorowy i strzelił sobie w serce, pozostawiając pustą kasę sądową i nieszczęśliwą żonę.
W przeddzień samobójstwa Müller zniszczył wiele dokumentów i całą korespondencję, po czym ok. 16 godziny wyszedł z domu i skierował kroki do parku. Prawdopodobnie przesiedział tam do godzin porannych, a potem się zabił.
Na poczet śledztwa zarekwirowano luksusową wille inżyniera, wiele placów, korty tenisowe i bogate dobra ruchome. Müller inwestował nie tylko w interes Engelhardta, ale również w urządzenie kamienicy żony, a nawet w wystawienie opery swojego brata kompozytora.
Interes zakończył się procesem w tarnowskim sądzie i dwuletnim wyrokiem dla Engelhardta. Sąd stwierdził, że z pozoru wielkie oszustwo okazało się być tylko ryzykownym przedsięwzięciem, bazującym na ludzkiej naiwności i głupocie, zbiegiem pechowych wydarzeń i brawurze oskarżonego. Po rewizji sądu wyższej instancji wyrok zmieniono na rok więzienia.
Po "wielkim" interesie pozostał gruby plik niespłaconych weksli i zawstydzone miny naciągniętych tarnowian.
/za S. Potępa/