Obawia się jednak, że teraz może nie wywalczyć żadnych pieniędzy, bo minęły już dwa miesiące od czasu, gdy dziki wyrządziły jej szkody w polu.
Janina Lelito telefonicznie zgłosiła sprawę do Koła Łowieckiego „Ryś” w Starym Sączu, któremu podlega teren Falkowej i które odpowiada za wypłatę odszkodowań.
Wielokrotnie usłyszała zapewniana, że przyjedzie do niej łowczy oszacować straty. Zwodzono ją tak kilka tygodni. W tym czasie zniszczone fragmenty pola porosły trawą.
- To niedopuszczalne działanie - uważa Artur Czernecki, przewodniczący Zarządu Osiedla Falkowa w Nowym Sączu, który zainteresował nas sprawą. Przypomina, że w 2015 r. rozmawiał z przedstawicielami KŁ „Ryś”, by pomogli pani Janinie. Nic nie wskórał. W tym roku także interweniował.
- Tak niewielu już uprawia pola. Zamiast doceniać takich ludzi i im pomóc, zniechęca się ich i lekceważy - komentuje przewodniczący.
Lada dzień w małym gospodarstwie pani Janiny powinny zacząć się wykopki. Ale zbiory będą mizerne, bo dziki zryły niemal sześćdziesiąt procent upraw.
- Zniszczyły nie tylko ziemniaki, ale i zboże. Więcej kosztowało nas wynajęcie kombajnu, który zebrał tę resztkę, jaka się uchowała, niż ona warta - dodaje Adam Poręba, zięć pani Janiny. Ryszard Kobos, prezes Koła Łowieckiego „Ryś”, jest zaskoczony informacją.
- Na bieżąco staramy się reagować na interwencje mieszkańców i szacować straty - zapewnia. Przyznaje, że nie wie, dlaczego do tej pory osoba odpowiedzialna nie zgłosiła się do pani Janiny.
- Obiecuję natychmiast zająć się sprawą i na pewno pomożemy pani, wypłacając jej odszkodowanie - obiecał w rozmowie z „Gazetą Krakowską” Ryszard Kobos.
W ubiegłym sezonie łowczym, który trwa od marca do marca, KŁ „Ryś” wypłaciło 15 tys. zł odszkodowań za zniszczenia dokonane przez dziki. Niemal dwa razy tyle wypłaciło KŁ „Żbik” w Nowym Sączu.
- Niestety, dziki dają się we znaki coraz bardziej - mówi prezes „Żbika” Stanisław Malczak. Kobos szacuje, że tylko w dzielnicy Falkowa może ich być około 20.
- Od trzech lat obserwujemy populację, która nauczyła się żyć w mieście - mówi Kobos.
Opowiada, że zwierzęta pojawiają się w okolicach dawnego sklepu Real czy Białego Klasztoru. Podchodzą coraz bliżej osiedli. Łowczy mają problem z pozbyciem się ich, bo nie mogą prowadzić odstrzału w odległości stu metrów od zabudowy.
Źródło: Gazeta Krakowska