https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wielki wybuch pod czujnym okiem krakowskich naukowców

Magdalena Kula, Genewa
Przynajmniej przez pięć najbliższych lat fizycy, inżynierowie i technicy z Krakowa będą uczestniczyć w pracach konserwacyjnych przy największym w historii naukowym eksperymencie: Wielkim Zderzaczu Hadronów (Large Hadron Collider - LHC).

Naukowcy z Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) odtworzą dzięki LHC warunki, jakie panowały tuż po Wielkim Wybuchu, gdy wyłonił się wszechświat. Chcą wyjaśnić m.in. istnienie odkrytej w kosmosie ciemnej materii.

- Nasi inżynierowie i technicy będą odpowiadać między innymi za pomiarowanie pola magnetycznego i konserwację połączeń elektronicznych. Okazali się w tym na tyle dobrzy, że to właśnie naszą ekipę zaprosiła do współpracy CERN - opowiada z dumą prof. Marek Jeżabek, szef Instytutu Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie.

Na początek Polaków czeka wielkie wyzwanie - prace przy usunięciu awarii, która we wrześniu na oczach całego świata unieruchomiła gigantyczny akcelerator LHC.

Naprawią wadliwe połączenie elektroniczne między elektromagnesami. Kable stopiły się, bo nie wytrzymały prądu o natężeniu 8750 amperów. Rozszczelniła się wtedy potężna instalacja
i do położonego sto metrów pod ziemią 27-kilometrowego tunelu wyciekły prawie dwie tony helu.

Potężna aparatura budzi respekt. Projektowano ją od dwudziestu lat. Podziemny kolisty tunel
z akceleratorem (biegnie 100 metrów pod ziemią na terytorium Francji i Szwajcarii), w którym zderzą się rozpędzone cząsteczki, głównie protony, to tylko fragment eksperymentu.

By badać zjawiska zachodzące na bardzo małej przestrzeni, w bardzo dużej energii, wybudowano a
ż cztery detektory.

Polscy badacze z CERN z dumą pokazują największy: ATLAS. Plątanina kabli, rur, wewnątrz gigantyczne magnesy - wszystko wielkości kilku ustawionych w szeregu pokaźnych rozmiarów kamienic. Przez sam środek detektora - gdy awaria zostanie już usunięta - przemknie rozpędzona wiązka protonów.
Jego elementy - tzw. zespoły wyzwalania - powstały dzięki pracy uczonych z Uniwersytetu Warszawskiego. - Kiedy aparatura pracuje, w promieniu kilkunastu metrów wyczuwa się pole magnetyczne.

Tak silne, że plik kluczy od mieszkania niemal wyrywa się z ręki - obrazowo opowiada Wiesław Iwański, jeden z polskich badaczy pracujących przy ATLAS-ie. Gdy zawodzi choćby jeden kabelek,
a parametry w eksperymencie zostają zakłócone, natychmiast wychwytuje je jeden z fizyków czuwających przez całą dobę przy komputerach w centrum monitoringu.

Na ekranach zapisy z przebiegu doświadczenia chwilami przypominają kolorowe symetryczne wzory jak z kalejdoskopu.

- Fachowcy, którzy znają eksperyment jak własną kieszeń, są pod telefonem niezależnie od pory dnia i nocy, wielu dla doświadczenia LHC poświęciło całe życie - dodaje dr Jan Godlewski, kolejny Polak uczestniczący w projekcie.

Przez CERN przewinęło się blisko 350 naszych rodaków. I choć Polska niewiele wpłaca na działalność CERN (ok. miliona franków szwajcarskich, czyli 2 proc. budżetu instytucji), to za polską siłę uważa się w ośrodku pod Genewą właśnie naszych uczonych i inżynierów.
Uczestniczyli we wszystkich etapach przygotowań LHC - podobno są niezastąpieni.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska