Władze miejskie przyznają, że choć wiele z tych pomysłów wydaje się trudnych do zrealizowania, to wcześniej czy później trzeba się będzie pochylić na zmianą układu komunikacyjnego w Gorlicach. Dziś bowiem poruszanie się po mieście samochodem wymaga stalowych nerwów i dużej ilości czasu. Trudno się jednak dziwić: w powiecie, w którym mieszka 108 tys. ludzi, jest około 80 tys. samochodów.
- Wykorzystanie toru kolejowego, jako ciągu komunikacyjnego, z powodzeniem sprawdziło się w Niepołomicach. Inwestycja jest stosunkowo łatwa do przeprowadzenia, bowiem nie trzeba wywłaszczać gruntów, a ich obecny właściciel jest znany. Nowe połączenie skupiałoby ruch lokalny od strony Biecza i Moszczenicy i jednocześnie oddzielałoby go od ruchu tranzytowego na drodze krajowej - przekonywał Piotr Jasion, przedstawiciel firmy Markus Media, która przygotowała koncepcję.
Inne propozycje mówią m.in. o połączeniu od ul. Sienkiewicza do Węgierskiej przez Pod Lodownią i dalej w kierunku Nowego Sącza, wybudowanie dodatkowego pasa ruchu dla tych, którzy z ul. Sienkiewicza chcą skręcać w prawo w ul. Parkową, likwidacji skrzyżowania ul. 11 Listopada z Biecką...
- Istnieje szansa, by w kolejnym rozdaniu pieniędzy unijnych powalczyć o środki na układy obwodnic. Postanowiliśmy więc przygotować koncepcję systemową rozwiązań komunikacyjnych - mówił Mirosław Wędrychowicz, starosta gorlicki. - Analiza oparta jest o badania średniego dobowego natężenia ruchu. Cała kolejna kadencja, przede wszystkim samorządu miejskiego, powinna zostać poświęcona na opracowanie planów rozwiązań technicznych.
Na razie nikt nic nie mówi o kosztach i czasie wprowadzenia proponowanych rozwiązań. Nie wiadomo też, które z nich zostaną faktycznie zrealizowane. Sądząc z rozmachu, trzeba się liczyć z milionami złotych w najbliższych kilku, a może nawet kilkunastu latach.
Do tego czasu gorliczanie, jak i przyjezdni powinni uzbroić się w cierpliwość, bo korki prędko nie znikną z centrum miasta.
Więcej - czytaj w piątkowej "Gazecie Gorlickiej"