To już tradycja, że sezon motocyklowy w Beskidzie Niskim oficjalnie rozpoczyna się w Bielicznej, wsi u stóp Lackowej, zaginionej pośród lasów, której jedynym znakiem rozpoznawczym jest niezwykła cerkiew. Niezwykła, bo tylko ona pozostała po dawnej wsi łemkowskiej, a dzisiaj jest przystanią dla turystów. Otwarta przez cały rok, skromna, ale uwielbiana przez piechurów. Latem biel ścian odcina się od zieleni otoczenia.
Zazwyczaj jest tam cicho. Słychać tylko szum wiatru i ptaki, ale dzisiaj było tam wyjątkowo gwarnie. Mieszkańcy Izb i Banicy, którzy należą do wspólnoty parafialnej, która z kolei opiekuje się świątynią, zaprosili na wielkie otwarcie sezonu. Tradycyjnie już zjechali się motocykliści z Gorlickiego, Sądecczyzny, ale też okolic Limanowej, czy nawet Krakowa. Przyszło też wielu turystów. Wszyscy uczestniczyli we mszy świętej, po której nastąpiło poświęcenie maszyn. Później zaś zaczęła się wielka biesiada z kiełbaskami, śpiewem, tańcem, domowymi wypiekami i wszelakimi napitkami.
Cerkiew powstała najprawdopodobniej około 1796 roku. W tym czasie na całym terytorium Cesarstwa Austriackiego obowiązywały nowe zasady wznoszenia obiektów sakralnych. Miały one charakteryzować się prostotą w architekturze i ograniczać wszelkie dekoracje. Cerkiew w Bielicznej jest przykładem tego typu budowli. Świątynia jest jedną z nielicznych murowanych cerkwi w regionie
