https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Historyczna inscenizacja na sękowskich polach. W 103. rocznicę Bitwy pod Gorlicami spotkało się 150 rekonstruktorów

Halina Gajda
Na sękowskich polach zakończyła się właśnie rekonstrukcja Bitwy pod Gorlicami. To była już ósma taka historyczna inscenizacja.

W tym roku inscenizacja była niezwykła, z kilku powodów – dla Polaków to szczególny czas, za kilka miesięcy bowiem będziemy obchodzili stulecie odzyskania niepodległości. Stąd i bitwa inna niż dotychczas – w nowym miejscu, przygotowana z ogromnym rozmachem. Jak zwykle, o tym, co się dzieje, opowiadał historyk Andrzej Olejko. I jak zwykle – z przejęciem, emocjami, które szybko udzielały się publiczności. Rekonstrukcja rozpoczęła się od wspólnej modlitwy, która poprowadzili księża Grzegorz Nazar, proboszcz grekokatolickiej parafii w Rozdzielu, Mirosław Cidyło, proboszcz prawosławnej parafii w Bartnem oraz Jacek Piróg, duszpasterz z Sękowej.

Po inscenizacji można było przyjrzeć się życiu obozowemu – zajrzeć do sztabu, lazaretu, okopów i oczywiście poszukać łusek po wystrzelonych nabojach, a także skosztować wojskowego chleba ze smalcem.

W tym roku, rekonstrukcji towarzyszyła akcja charytatywna na rzecz Jacka Krupy, 44-letniego sękowianina, który zmaga się z powikłaniami po listeriozie. Do grupy dobrych serc dołączyły gospodynie z sołectw gminy. Za drobny datek można było skosztować domowych ciast, chleba i innych przysmaków. Katarzyna Tokarz, sołtyska z Ropicy Górnej specjalnie z myślą o akcji dla Jacka przygotowała swój słynny napitek. W tym roku namawiała: skosztuj trunku i kup placka za zdrowie Jacka! Odbyła się także licytacja obrazów. Jeden z nich namalowała Karolina, córka pana Jacka. Pod młotek poszły też grafika i płaskorzeźba.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

g
gripex
Dopisała pogoda i publiczność, fajnie spędzony wolny czas. Jednak organizacja i sam spektakl totalna kicha. Korki, jak co roku, a jeszcze zwężenia na moście. Widocznie władza robi co może aby utrudnić. Sama bitwa do bani, długie przerwy gdzie nic się nie działo, żołnierze - pasibrzuchy biegali jak cielne krowy, zero wysiłku w dynamikę przedstawienia. Więcej polegiwali niż walczyli "kurza piechota" chyba z łapanki :))) Mało wybuchów i po co ta kawaleria ? No i kapral w sztabie dyskutuje z dowództwem... nie pojmuję. Jedynie piwo było dobre.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska