WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
Wisła latem została gruntowanie przebudowana. To praktycznie nowa drużyna, dlatego Jaroch podkreśla: - Ciężko jest zbudować kolektyw w kilka tygodni. I tak to wygląda moim zdaniem nieźle jak na tak krótki czas, gdy gramy ze sobą. A jestem już w pełni przekonany, że z meczu na mecz będzie to wyglądało lepiej.
Plusem jest fakt, że „Biała Gwiazda” nie traci bramek. Jeszcze tylko Ruch Chorzów może pochwalić się takim bilansem po trzech kolejkach I ligi. To duża zmiana, jeśli przypomnieć sobie jak krakowianie w naiwny sposób tracili gole jeszcze wiosną w ekstraklasie, co koniec końców przyniosło spadek.
- To jest ważne, żebyśmy wygrywali, konsekwentnie gromadzili punkty - podkreśla Jaroch. - I rzeczywiście cieszy to, że nie tracimy bramek. Szczególnie nas defensywnych zawodników. Nie mam natomiast wątpliwości, że trzeba poprawić naszą grę z przodu, żebyśmy po prostu strzelali więcej bramek. Wtedy już wszyscy powinni być zadowoleni.
O ostatnim meczu z Arką Gdynia, który Wisła wygrała 1:0, jej piłkarz mówi z kolei: - Dobrze zaczęliśmy, nasza gra była dobra, ale też trzeba przyznać, że lepiej prezentowaliśmy się w momencie, gdy graliśmy po jedenastu. Nie wiem, może to efekt rozluźnienia, spowodowany czerwoną kartką, ale tak to wyglądało. W drugiej połowie na pewno byliśmy lepsi, w sumie kontrolowaliśmy przebieg tego meczu, ale brakowało oczywiście drugiej bramki, żeby ostatecznie uspokoić sytuację i przypieczętować zwycięstwo.
Wiśle rzeczywiście brakowało drugiej, trzeciej bramki. Kibice głośno domagali się tych goli. Szczególnie dlatego, że „Biała Gwiazda” grała z przewagą aż dwóch piłkarzy. Przy prowadzeniu 1:0 zawsze mogło natomiast wydarzyć się coś nieoczekiwanego. - Trzeba być w takich sytuacjach w pełnej gotowości, trzeba być skoncentrowanym - tłumaczy Jaroch. - Im bliżej było końca, tym przeciwnik już praktycznie z każdej pozycji wrzucał piłkę w nasze pole karne i musieliśmy być na to gotowi, żeby wybijać.
W sobotę był moment, kiedy w szeregi obrony Wisły mogło wkraść się pewnego rodzaju zamieszanie. Na początku drugiej połowy kontuzję zgłosił bowiem Joseph Colley i musiał zastąpić go Adi Mehremić. Jaroch przekonuje jednak, że każdy taki wariant jest dobrze przećwiczony: - Nie było zmieszania, Adi wszedł po prostu w miejsce Josepha i też wyglądaliśmy solidnie w obronie.
Teraz przed Wisłą wyjazd do Opola na mecz Odrą, która sezon rozpoczęła fatalnie. Przegrała trzy mecze, a w ostatnim wyglądała w obronie bardzo słabo. Zagłębie Sosnowiec strzeliło opolanom cztery bramki, a mogło drugie tyle. Bartosz Jaroch, który świetnie zna realia I ligi, przestrzega jednak przed jakimkolwiek lekceważeniem Odry. Mówi na ten temat: - Nie sugerowałbym się zupełnie tym, że Odra przegrała 1:4 z Zagłębiem. Ta liga jest dość specyficzna. Raz może zespół zagrać słabiej, a tydzień później nawet z teoretycznie mocniejszym rywalem już o wiele lepiej. My musimy się przygotować jak do każdego meczu. Odra to wciąż jest bardzo groźny zespół u siebie i na pewno nikt z nas jej nie zlekceważy.
