W całej tej sytuacji można się było dziwić tylko jednemu, że sędzia Paweł Raczkowski czerwonej kartki nie wyjął od razu, tylko potrzebował do tego analizy VAR. Nawet z wysokości trybun sytuacja wydawała się bowiem klarowna. Tak samo zresztą uważa Brożek, który mówi: - Tak mi się wydawało, że byłem najbardziej wysuniętym zawodnikiem. Dobrze się zabrałem z piłką i dlatego czerwona kartka powinna być od razu.
Ostatecznie Juraszek z boiska wyleciał, a po chwili do siatki z rzutu wolnego trafił Maciej Sadlok, co było zresztą powodem do żartów kolegów, bo obrońca Wisły na tego gola czekał 3,5 roku. - Nawet pamiętam jego ostatnią bramkę sprzed 3,5 roku z Jagiellonią. Maciek trenuje te wolne i wreszcie przyniosło to efekt - uśmiecha się Brożek.
On sam do siatki nie trafił i rok zakończył z ośmioma golami w obecnym sezonie, a 149 ogólnie w ekstraklasie. Na jubileuszowe trafienie przyjdzie zatem poczekać do wiosny. - Miałem okazję, ale ciężko było trafić, bo po pierwsze kąt był ostry, a po drugie piłka wpadła mi w światło jupitera, co mnie oślepiło. Może gdyby tak się nie stało, to bym trafił. Mam jednak nadzieję, że do tej magicznej granicy 150 goli w ekstraklasie dobiję już wiosną - przekonuje napastnik Wisły.
Krakowianie w Łodzi prowadzili 1:0, ale mimo iż grali w przewadze, dali sobie strzelić gola na 1:1. Fakt, że po mocno problematycznym rzucie karnym dla ŁKS-u, ale jednak. A warto wspomnieć, że nawet w dziesiątkę łodzianie potrafili wiślaków przycisnąć. - Nie wiem z czego to wynikało - zastanawia się Brożek. - Może z tego, że podeszliśmy zbyt pewnie do sprawy. Mieliśmy 1:0, graliśmy w przewadze i nie poszliśmy za ciosem, czyli po drugą, trzecią bramkę. Dobrze, że ostatecznie pod koniec pierwszej połowy udało nam się to zrobić. Musimy powiedzieć, że ŁKS nawet w dziesięciu potrafił sobie stworzyć dwie, trzy dobre sytuacje. Oni mają bardzo dobrych zawodników, dobrego trenera. Dlatego kreowali te okazje. W takich spotkaniach, gdy grasz w przewadze, trzeba dobić przeciwnika. Nam się to udało dopiero w 77 minucie, a trzeba to było zrobić znacznie wcześniej. W przekroju całego spotkania byliśmy jednak lepszym zespołem. Takim, który miał więcej sytuacji i zasłużenie wygrał.
Brożek cieszy się, że po serii porażek, drużyna wreszcie zaczyna zbierać punkty. - Wygraliśmy dwa ostatnie mecze i wychyliliśmy trochę nos z bagna, w którym się znaleźliśmy - mówi obrazowo. - Dzięki temu będziemy mieli trochę spokojniejsze święta. Mamy trzy tygodnie, żeby odpocząć, a później trzeba będzie się jak najlepiej przygotować do wiosny. Ja zostaję w Polsce, muszę zadbać o zdrowie. Święta spędzę w gronie rodzinnym.
Pytany, czy będzie się dało odciąć w czasie urlopu od spraw, związanych z klubem, mówi z uśmiechem: - Myślę, że się da. Jak będzie dobre jedzenie, to będzie można się odciąć od złych spraw.
Po chwili już nieco poważniej dodaje: - Spokoju w najbliższym czasie nie będzie, bo wciąż jesteśmy w strefie spadkowej, a dwie ostatnie wygrane tego nie zmieniły. Musimy w okresie przygotowawczym zasuwać, żeby nie było takich problemów, jak jesienią. Ludzie związani emocjonalnie z Wisłą, przeżywają to wszystko. Rok temu były problemy organizacyjne, teraz sportowe. Nie był to łatwy rok. Mam nadzieje, że kolejny, czego mocno życzę sobie i wszystkich osobom związanym z klubem, będzie dużo lepszy.
Pytany na koniec, czy można obecny grudzień w jakimś stopniu porównać do tego, co działo się przed rokiem, piłkarz Wisły mówi: - O tamtym grudniu to chciałbym, jak najszybciej zapomnieć. Inna sprawa, że jeśli chodzi o sprawy czysto sportowe, to przed rokiem byliśmy w znacznie lepszej sytuacji niż obecnie. I to trzeba będzie wiosną szybko zmienić.
