W poprzednim sezonie Wisła strzelała jak na zawołanie. Co prawda rozpoczęła sezon od bezbramkowego remisu z Arką, ale nawet w tym spotkaniu stworzyła sobie mnóstwo sytuacji, łącznie z rzutem karnym, którego nie wykorzystał Rafał Boguski. Później były dwa gole w meczu z Miedzą Legnica, zero w starciu z Jagiellonią i jedno trafienie w potyczce z Wisłą Płock. Gdy w piątej kolejce krakowianie zaaplikowali pięć bramek Lechowi w Poznaniu, odpalili na dobre i sezon zakończyli z 67 golami na koncie. To był najlepszy wynik w całej ekstraklasie. Na drugim biegunie były bramki stracone, których rywale Wisły strzelali też bardzo dużo. W całym sezonie aż 63. I poprawę gry obronnej trener Maciej Stolarczyk chciał wprowadzić w pierwszym rzędzie przed startem nowego sezonu. I ta sztuka mu się udała, bo Wisła rzeczywiście traci mało goli. Problem w tym, że odbiło się to bardzo mocno na grze ofensywnej. Grająca z rozmachem „Biała Gwiazda”, kreująca sytuację za sytuacją i aplikująca rywalom po kilka bramek, to na dzisiaj wspomnienie.
Dość powiedzieć, że tak kiepskiego startu pod względem zdobytych goli, Wisła nie notowała od… 35 lat! Tak, to nie pomyłka. W sezonie 1984/85, zakończonym spadkiem z ekstraklasy „Biała Gwiazda”, jedną bramkę zdobyła w sześciu pierwszych meczach. Wtedy trafienie zanotowała w pierwszej kolejce, gdy po golu Janusza Krupińskiego pokonała ŁKS Łódź 1:0. A później pojawiła się totalna indolencja strzelecka, która trwała przez pięć kolejnych spotkań.
W obecnym sezonie Wisła na pierwsze trafienie kazała czekać do trzeciej kolejki, ale jeśli ktoś myślał, że trafienie Chuki w meczu z Górnikiem Zabrze to będzie przełom, w sobotę musiał srodze się rozczarować, bo „Biała Gwiazda” znów nie była w stanie zdobyć nawet jednej bramki w konfrontacji z Pogonią Szczecin.
Kibice w takiej sytuacji zastanawiają się, czy „Biała Gwiazda” nie powinna wzmocnić ataku, sprowadzając jeszcze jednego napastnika. Problem w tym, że na to się nie zanosi. Trener Maciej Stolarczyk już kilka razy podkreślał, że jeśli we wciąż otwartym oknie transferowym dojdzie do wzmocnień, to będą one dotyczyły drugiej linii. Wisła rzeczywiście prowadzi rozmowy w sprawie sprowadzenia ofensywnego pomocnika z zagranicy. Nawet dość zaawansowane. Temat napastnika zarzucono natomiast na razie przynajmniej do zimy. Warto jednak sobie zadać pytanie, czy nie będzie to zespół z ul. Reymonta kosztować drogo?
Na razie podstawowym napastnikiem jest Paweł Brożek. I do jego postawy trudno mieć pretensje. Akurat „Brozio” grał w ostatnich meczach dobrze. Problem w tym, że bardziej stał się w tym momencie piłkarzem, który kreuje grę, wypracowuje kolegom sytuacje. Tylko, że ci marnują je na potęgę. Tak jak Krzysztof Drzazga w meczu z Górnikiem, czy Rafał Boguski w spotkaniu z Pogonią. Brożkowi natomiast okazji do strzelania bramek pomocnicy nie wypracowują. Jedyną, naprawdę dobrą w Szczecinie miał po stałym fragmencie gry. Z bardzo ostrego kąta trafił jednak w słupek. Trudno zatem mówić teraz o Brożku jak o skutecznym egzekutorze.
Wydaje się, że w kontekście kolejnych meczów wiślacy muszą popracować nad kreowaniem większej liczby sytuacji, a po drugie muszą zacząć wreszcie je wykorzystywać. Czy zostanie to osiągnięte m.in. poprzez zmiany w składzie? To bardzo prawdopodobne, bo do formy szybko powinien dojść Jakub Błaszczykowski, a korzyści może przynieść też większe zgranie Chuki z resztą zespołu. Jeśli jednak to nie przyniesie efektu i Wisła nie poprawi skuteczności, to będzie miała naprawdę duże problemy.
- Grali dla Wisły Kraków i Lechii Gdańsk. Było ich prawie 30
- Wisła Kraków. TOP 25 transferów w historii „Białej Gwiazdy”
- Piękne dziewczyny na trybunach małopolskich stadionów
- Kibole dewastują krakowskie elewacje [ZDJĘCIA]
- Te drużyny z Małopolski najdłużej sięgały seryjnie po trofea
- Ludzie sportu i celebryci. Zobaczcie, co ich łączy! ZDJĘCIA
