https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków wygrywa z Kotwicą, choć nie wszystko w tym meczu było idealne. Czas na wnioski!

Bartosz Karcz
ANNA KACZMARZ
Wisła Kraków 2:1 pokonała Kotwicę Kołobrzeg w piątkowy wieczór. Nie było to jednak dla „Białej Gwiazdy” spotkanie łatwe i przyjemne, choć takim mogło być… Dlaczego tak się nie stało? O tym będą też pomeczowe wnioski, które prezentujemy.

Oczywiście najważniejsze jest na koniec zwycięstwo

Żeby dostać się przynajmniej do baraży o ekstraklasę Wisła Kraków musi wygrywać, musi gromadzić regularnie punkty. Dlatego wygrana z Kotwicą, choć łatwo nie przyszła, jest ważna przede wszystkim dla układu tabeli. „Biała Gwiazda” musi na stałe nauczyć się wygrywać mecze nawet takie, w których jej nie idzie, w których piłka do siatki wpadać długo nie chce. Za tę wytrwałość wiślaków akurat pochwalić po piątkowym meczu trzeba.

ANNA KACZMARZ

Fatalna skuteczność do pewnego momentu

Jeśli chwalić Wisłę za wytrwałość, to zganić ją trzeba za skuteczność czy raczej jej brak. „Biała Gwiazda” oddała w piątkowy wieczór uwaga - 35 strzałów! Jeśli przy takiej liczbie zespół zdobywa tylko dwie bramki, to można sobie dopowiedzieć, jaka była jakość, celność tych uderzeń. Mimo wygranej 2:1 skuteczność w meczu z Kotwicą była po prostu do pewnego momentu fatalna. I to jest element, który naprawdę wiślacy muszą szybko poprawić, bo za moment przyjdzie mecz, w którym takie pudła, jak w piątek będą ich kosztować bardzo, bardzo dużo.

Demony wróciły, ale udało się je przegonić…

Gdy Kotwica strzeliła gola, kibice Wisły mieli prawo mieć poczucie, że demony wróciły… Te z meczów z Wartą Poznań czy Zniczem Pruszków. To były przecież spotkania, w których „Biała Gwiazda” była lepsza, momentami wyraźnie, ale nie potrafiła ich nawet zremisować. Tym razem było inaczej, a kluczem do sukcesu wydaje się to, że bardzo szybko wyrównała. Nerwy nie zdążyły się zatem nawet zbyt mocno nakręcić, a już Wisła nie tylko miała gola na 1:1, ale jeszcze dodatkowo napęd, żeby iść po wygraną, co zresztą ostatecznie się stało. Można zatem podsumować sprawę, że tym razem demony z przeszłości udało się przegonić.

ANNA KACZMARZ / POLSKA PRESS

Mocne nerwy Angela Rodado, ale też kontuzja lidera drużyny

W ważnych momentach liczą się liderzy drużny. Ci w piątek nie zawiedli. Wyrównał kapitan Alan Uryga, decydującego gola z rzutu karnego strzelił Angel Rodado, który zachował zimną krew i uderzył „podcinką”. Problemem jest natomiast uraz barku Hiszpana. Strata tak ważnego zawodnika w tak newralgicznym momencie sezonu to jest potężna wyrwa. Czy Wiśle uda się ją wypełnić? Zobaczymy. Kibicom pozostaje wierzyć, że po pierwsze uraz nie będzie aż tak poważny, a po drugie, że znów Rodado błyskawicznie wróci do pełni sił, bo już kilka razy pokazał, że ma niezwykłe wręcz możliwości szybkiej regeneracji po kontuzjach.

Łukasz Zwoliński zostaje jedynym napastnikiem

Jakby na to nie patrzeć, na ten moment jedynym napastnikiem w kadrze Wisły zostaje Łukasz Zwoliński, czyli zawodnik, który wiosną jeszcze nie zdobył ani jednego gola. Nie brzmi to z jednej strony optymistycznie, ale z drugiej „Zwolak” w każdym meczu do sytuacji dochodzi. Czas zatem, żeby „dźwignął” odpowiedzialność i zaczął trafiać do siatki, bo bez jego goli może być trudno o wygrane w najbliższych meczach.

Jakie życie bez Angela Rodado w najbliższym czasie?

Kontuzja Angela Rodado sprawiła, że już można się zastanawiać, jak ustawić zespół bez niego. Na pozycję „dziesięć” można wystawić Oliviera Sukiennickiego czy Frederico Duarte. Ten pierwszy na pewno nie zagra z Wartą Poznań, bo będzie pauzował za kartki. Może natomiast wystąpić w Superpucharze. Jeśli nie taki wariant, to można też poszukać ustawienia z trójką Marko Poletanović, James Igbekeme, Kacper Duda. Trudno powiedzieć, na który wariant zdecyduje się ostatecznie Mariusz Jop, ale już teraz wiadomo, że przed trenerem Wisły i jego sztabem prawdziwa burza mózgów, żeby wymyślić najlepszy wariant zastąpienia Angela Rodado na najbliższe mecze.

Kotwica nie okazała się zespołem murarzy. To dobrze wróży tej drużynie

Kotwica Kołobrzeg w Krakowie przegrała, ale mimo wszystko zespół ten trzeba pochwalić. Starał się grać jak umiał, a słowo grać jest w tym wszystkim kluczowe. Brawo dla trenera Piotra Tworka, że w przeciwieństwie do wielu trenerów nie nakazał swoim zawodnikom grać ordynarnie na czas gdy wynik był jeszcze korzystny. Czasami aż zęby bolą, gdy patrzy się na te wybijane po minucie, dwie auty, rzuty rożne, wolne, na to polegiwanie na boisku po byle lekkim szturchnięciu czy starciu. Kotwica tego nie robiła, choć przez większość meczu broniła się nisko i za to słowa uznania. I coś nam się zdaje, że takie podejście to dobra wróżba dla tej drużyny, bo skoro chce grać w piłkę, a nie na czas, to w wielu meczach może jej to przynieść punkty tak potrzebne do utrzymania w I lidze.

ANNA KACZMARZ

Trzeba zrozumieć kibiców…

Kibice Wisły stawili się w piątek w sile blisko 19 tysięcy widzów na stadionie przy ul. Reymonta i przez zdecydowaną większość meczu mocno wspierali zespół. Był tak naprawdę jeden moment, gdy trochę się wiślakom dostało, a mianowicie po straconym golu. Mimo wszystko w takiej sytuacji trzeba fanów zrozumieć. Od kilku lat dostają mocno w kość. Trudno już zliczyć mecze, w których musieli znosić wręcz upokorzenia. I ten gol dla gości w piątkowy wieczór miał prawo przywołać te traumatyczne wspomnienia. Na szczęście dla wszystkich sprzyjających Wiśle, udało się szybko wyrównać, później strzelić drugiego gola, a po meczu już wspólnie świętować ważną wygraną.

A teraz Superpuchar

Zanim dojdzie do kolejnego meczu w walce o awans do ekstraklasy z Wartą Poznań, Wisłę Kraków w środę czeka piłkarskie święto. Bo co by nie mówić o całym zamieszaniu wokół meczu o Superpuchar, to koniec końców występ na Stadionie Narodowym za takie święto uznać trzeba. Trofea to trofea, warto mieć je w gablocie. Faworytem, zdecydowanym faworytem będzie Jagiellonia. No, ale Wisła przecież już w poprzednim sezonie udowodniła, że w takich sytuacjach radzić sobie potrafi. A jeśli ktoś chciałby powiedzieć, że bez Angela Rodado szans nie będzie, to tylko przypominamy, że w poprzednim sezonie, gdy Wisła zagrała półfinał Pucharu Polski z ekstraklasowym Piastem Gliwice, to Hiszpan zmagał się z podobną kontuzją i w meczu tym nie zagrał. Jak się skończyło, wszyscy dobrze pamiętamy…

Instragram

Ciekawy gość na meczu…

I na koniec ciekawostka. Na meczu Wisły z Kotwicą był niejaki Tim Voegele. To były partner Paris Hilton. Rodzina Voegele to z kolei jeden z najbogatszych rodów w Szwajcarii. Czy to cokolwiek oznacza dla Wisły? Niekoniecznie, choć Timowi Voegele, który w Krakowie pojawił się dzięki znajomości z Jarosławem Królewskim, podobało się ponoć bardzo na meczu i ponoć nawet tak wciągnął się w boiskowe wydarzenia, że mocno się denerwował, gdy Wisła z zapałem walczyła o wygraną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska