Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witraże Wyspiańskiego w rękach Lesława Heine

Redakcja
Lesław Heine mówi, że po renowacji daje witrażom Wyspiańskiego 300 lat gwarancji
Lesław Heine mówi, że po renowacji daje witrażom Wyspiańskiego 300 lat gwarancji Anna Kaczmarz
Stanisław Wyspiański narzekał, że to, co dostaje od krakowskich franciszkanów, wystarcza mu zaledwie na zakup materiałów. Mimo to stworzył witraże uważane dzisiaj za arcydzieła sztuki sakralnej,nawiązujące artystycznym poziomem do dzieł Michała Anioła czy Rafaela - pisze Marek Bartosik.

Gdybym tylko miał siłę sprawczą, to chciałbym sprawić, aby te witraże poznał cały świat. Wiem, co mówię, bo widziałem mnóstwo witraży. A te nasze nie są doceniane, nawet tu, w Krakowie - mówi z wielką emocją Lesław Heine w krakowskim kościele Franciszkanów.

To on dostał zlecenie przeprowadzenia konserwacji wymalowanych szkłem obrazów Stanisława Wyspiańskiego. Na razie tych z okien w prezbiterium. W przyszłym roku może zajmie się witrażem robiącym największe wrażenie - Bogiem Ojcem.

***
Kościół Franciszkanów pw. św. Franciszka z Asyżu rodowód ma długi. W 1237 roku zakonnicy pojawili się w Krakowie. Na placu podarowanym przez kapitułę i ze składek wiernych wznieśli świątynię. Za datę jej konsekracji przyjmuje się rok 1249.
W latach 90. XIX wieku, kiedy w kościele stawał Stanisław Wyspiański, świątynia pozbawiona była właściwie dekoracji. To był skutek nieszczęścia z 18 lipca 1850 roku.

Pożar, jaki wtedy wybuchł w mieście, strawił m.in. 160 kamienic, pałac Wielopolskich i Biskupi, a także klasztory Dominikanów i Franciszkanów. Odbudowa tego ostatniego trwała trzydzieści lat, a nadanie mu dekoracji jeszcze dłużej.

***
Stanisław Wyspiański, urodzony w 1869 r., nie miał jeszcze wtedy w Krakowie autorytetu wielkiego twórcy i czwartego wieszcza. Ale jego rozległe talenty były już dostrzegane.

Miał już za sobą długą podróż po zachodniej Europie. - Wtedy krakowscy artyści byli przesadnie zafascynowani Monachium jako miejscem nauki. Wyspiański wolał Paryż. Po powrocie nie chciał już naśladować dawnej sztuki, chciał tworzyć nową i własną - opowiada prof. Bogusław Krasnowolski, historyk sztuki z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Do osób, które zwróciły uwagę na Wyspiańskiego, należał o. Samuel Rajss, ówczesny gwardian klasztoru Franciszkanów. Był człowiekiem wykształconym i artystycznie wrażliwym. Znał nie tylko łacinę, ale również włoski, francuski i niemiecki. Po polsku pisał wiersze. To on w 1895 roku zlecił Wyspiańskiemu namalowanie w kościele polichromii.

***
- Dla Wyspiańskiego to była bardzo ważna praca. Nauczył się nawet włoskiego, by móc w oryginale czytać "Kwiatki" św. Franciszka - mówi prof. Krasnowolski.

Jak dodaje prof. Ewa Miodońska-Brooks z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiele jeździł wtedy po Małopolsce, by z natury portretować rośliny, oglądał je również w zbiorach botanicznych UJ. - W tym czasie powstawał przecież słynny zielnik Wyspiańskiego - mówi pani profesor.

Na ścianach i stropach kościoła Franciszkanów pojawiły się więc polne kwiatki, zioła, ptaszki, które razem tworzyły "przedsionek raju". Całość wzburzyła nie tylko gwardiana o. Rajssa. Zaczęła się dyskusja, czy pospolite kwiatki i ptaszki są godne murów świątyni - przypomina prof. Krasnowolski.

***
Po tym jak Wyspiański udekorował prezbiterium kościoła i nawę poprzeczną, gwardian zerwał z nim umowę. Ale niedługo potem, w 1897 roku to jednak Wyspiańskiemu gwardian zlecił zaprojektowanie witraży. Tu współpraca też nie była łatwa. Wyspiański rozważał nawet, czy nie rzucić w kościół kamieniem.

Był to czas, kiedy po kilkuset latach uśpienia sztuka wykonywania witraży w Europie odżywała. Sam Wyspiański jeszcze podczas pobytu w Paryżu w latach 1892-94 zaprojektował kartony do witraża "Śluby Jana Kazimierza" dla katedry we Lwowie. Ten projekt, podobnie jak późniejsze (1900-1902 r.) kartony dla katedry na Wawelu nigdy nie zostały zrealizowane.

***
Dla prezbiterium franciszkańskiej świątyni stworzył sześć witraży. Cztery pokazują dwa żywioły: wodę i ogień. Kolejne założyciela zakonu św. Franciszka z Asyżu i bł. Salomeę, polską franciszkankę.

Na tle tego ostatniego witrażu doszło do kolejnego sporu z o. Rajssem. Początkowo miały na nim być przedstawione postacie trzech kobiet bardzo ważnych dla początków tradycji franciszkańskiej w Polsce - św. Kingi oraz dwóch błogosławionych - Jolenty i właśnie Salomei.

Gwardian domagał się jednak, by w oknie znalazła się tylko postać tej ostatniej, pochowanej zresztą w tym kościele. Gwardian zlecił nawet wykonanie wizerunku Salomei innemu, podrzędnemu malarzowi. To w witraż jego autorstwa chciał rzucić kamieniem Wyspiański. Ostatecznie jednak ugiął się.

***
Co ciekawe, witraże nie powstały w Krakowie, choć działał tu świetny zakład Żeleńskiego, a w dalekim wtedy Innsbrucku. Prawdopodobnie chodziło o jakość szkła, jakim dysponował tamtejszy warsztat.

Wiadomo, że Wyspiański był tam przynajmniej raz, by doglądać prac. Możliwe, że w kolejnych wyprawach do Tyrolu przeszkodziły mu względy finansowe. W swych listach narzekał, że to, co dostaje od franciszkanów, wystarcza zaledwie na zakup niezbędnych materiałów.

Mimo trudności stworzył witraże uważane do dzisiaj za arcydzieła sztuki sakralnej nawiązujące artystycznym poziomem do dzieł Michała Anioła czy Rafaela. Jego witraże pełne są symboliki układającej się w spójny zamysł. Ascetyczną postać św. Franciszka umieścił wśród kolczastych gałązek krzewu róży, bł. Salomeę w ornamencie utworzonym przez kwiaty, łodygi i liście.

Najsilniejsze wrażenie robi jednak witraż "Stań się", pokazujący Boga Ojca w akcie tworzenia świata. Umieszczony został w wielkim oknie wychodzącym na mały placyk przed Pałacem Biskupim, na którym potem tyle razy zbierali się młodzi ludzie, by prowadzić dialogi z Janem Pawłem II przemawiającym z papieskiego okna.

***
Od ponad stu lat światło słoneczne, aby dostać się do wnętrza kościoła Franciszkanów, musi przeniknąć przez tysiące niewielkich, kolorowych szkieł ułożonych według zamysłu Stanisława Wyspiańskiego. Kolorowe smugi tworzą w tym wnętrzu niesamowitą aurę.

Lesław Heine należy do szczęśliwców, którzy mogą witrażom przyjrzeć się z perspektywy niedostępnej wiernym czy turystom. W swojej pracowni ma "szkiełka" Wyspiańskiego. Drugi raz w życiu. Konserwował je przecież 30 lat temu. - Robiłem to najlepszymi dostępnymi wtedy metodami. Popełniliśmy jednak jeden błąd: nie potrafiliśmy uchronić witraży dość dobrze przed wilgocią, która zmieszana z zanieczyszczeniami powietrza prowadzi do korozji szkła - tłumaczy.

Wtedy witraże zostały oddzielone od wpływów zewnętrznych dodatkową szybą. Przestrzeń, jaką zostawiono między nią a taflami witraży, okazała się jednak zbyt mała. Teraz zostanie powiększona, przezroczyste szyby od zewnątrz będą podwójne. Za nimi skryją się witraże z oczyszczonymi szkłami . - Jak to się wszystko uda, to daję 300 lat gwarancji, że nic im się nie stanie - zapewnia żarliwie konserwator.

***
300 lat... Może wtedy już nikt nie będzie miał wątpliwości, że witraże Wyspiańskiego to tak samo doskonały przykład sztuki sakralnej Krakowa, jak ołtarz zostawiony przez Wita Stwosza w kościele Mariackim.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska