Na skutek roli, jaką obecnie pełni korespondencja email i inne formy komunikacji elektronicznej, a także na skutek dostępności narzędzi informatycznych pozwalających bardzo sprawnie przeszukiwać dowolnie duże zasoby pozyskanych danych (w celu wydobycia z nich poszukiwanych informacji) jest to zagrożenie dla sfery życia prywatnego, przy którym wizje Orwella są dziecinną igraszką!
Na temat jądra tego zagrożenia, tkwiącego na styku państwo-obywatel, napisano już tak wiele, że nie widzę potrzeby rozwijania tego wątku. Natomiast chcę w tym felietonie zwrócić uwagę na możliwe efekty uboczne, często bardziej dolegliwe, niż sam fakt podsłuchów i podglądów. Mianowicie te gromadzone przez organy ścigania zasoby prywatnych korespondencji obywateli mogą dostać się w niepowołane ręce i być wykorzystane w celu niszczenia ludzi. Mam w tym zakresie własne, bardzo przykre doświadczenie.
Otóż w ubiegłym roku moja prywatna korespondencja email została przejęta przez policję w ramach śledztwa prowadzonego przeciwko innej osobie w sprawie, z którą nie miałem żadnego związku. Potem ta moja prywatna korespondencja w jakiś dziwny sposób trafiła do rąk profesora UJ, który wykorzystał ją (obficie cytując) do sporządzenia opinii, którą następnie (aby mi zaszkodzić) rozsyłał do różnych osób i instytucji, a także opublikował w internecie. Wywołało to lawinę obelżywych komentarzy w sieci - nie opartych na żadnych faktach, ale napędzanych chęcią pastwienia się. Spowodowało także niekorzystne, oparte na fałszywych pomówieniach, artykuły w prasie. Szkody, jakie z tego powodu poniosłem, były bardzo dotkliwe. Spotkało mnie to w sytuacji, kiedy oficjalne śledztwo, w ramach którego przechwycono moją korespondencję, nawet nie dotknęło mojej osoby.
Jak widać, każda informacja zdobyta przez policję w ramach wprowadzanej totalnej inwigilacji może dostać się w ręce osób niepowołanych i może wywołać prawdziwą lawinę skutków, nie mających nic wspólnego z jakimkolwiek poczuciem sprawiedliwości. Co więcej, przekonałem się, że działania prywatnych denuncjatorów nie budzą już moralnego sprzeciwu w środowisku. Zniesławiający mnie profesor UJ „w nagrodę” za swoją działalność został wybrany do komitetu PAN! Robi się naprawdę niebezpiecznie!