MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Właściciel sadu w Kamienicy stracił tonę szarej renety

Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
84-letnia Zofia Gromala kradzieży na taką skalę nie pamięta. W ciągu tygodnia z sadu jej syna Józefa zginęły wszystkie jabłka. - Mają wzięcie, bo to szara reneta, stara, odporna na choroby odmiana, której nie trzeba pryskać chemią - mówi załamany sadownik.

Jego sad w dwóch kawałkach o łącznej powierzchni pół hektara rośnie wysoko pod lasem. W pobliżu nie ma domów, więc złodzieje czują się bezkarni. Józef Gromala niejednokrotnie widział ludzi, którzy niby szli na grzyby, ale do domu wracali z plecakami wypełnionymi jego jabłkami. Do sadu przychodziło m.in. małżeństwo z dziećmi. Ojciec stał na czatach, a matka pakowała do plecaków i toreb dojrzałe owoce.

- Gdy zwróciłem jej uwagę, że nie wolno kraść omal nie zabiła mnie wzrokiem - opowiada Józef Gromala. - A jedno z dzieci zapytało wprost: mamo, to dziś nie będziemy mieli jabłek? Wygląda na to, że nie była to ich pierwsza wizyta w sadzie.

Gdy wszystkie owoce zostały skradzione pan Józef postanowił ogrodzić uprawy, by w przyszłości uniknąć najazdu zdłodziei. Okazali się wyjątkowo złośliwi, bo dwukrotnie uszkodzili ogrodzenie, wyłamując słupki osadzone solidnie w betonie. Sadownik kupił ich aż 300. Jedna sztuka kosztuje 20 zł. Do tego dochodzi koszt odwiertu otworu - 7 zł i betonu - 13 zł. - Pewnie złodzieje chcą mi udowodnić, że ogrodzenie nie stanowi dla nich przeszkody - uważa Józef Gromala. - Teraz, gdy w sadzie nie ma owoców to po prostu czysto złośliwe działanie.

Anna Mikołajczyk, współwłaścicielka największego w Kamienicy sadu o powierzchni dwóch hektarów nie spotkała się dotąd z kradzieżą na taką skalę. Ale też przyznaje, że w sytuacji, gdy na drzewach dojrzewają tony owoców trudno zauważyć stratę kilkuset kilogramów.

- Zdarza się, że ktoś weźmie jabłka do siatki czy pozbiera spady - mówi Anna Mikołajczyk. - Sadu po prostu nie sposób upilnować.

Kazimierz Rusnarczyk, sadownik w pobliskiego Łącka, właściciel plantacji o powierzchni sześciu hektarów jest zaskoczony informacjami płynącymi z sąsiedniej Kamienicy.

- U nas większość sadów jest ogrodzona, ale bramy i tak są otwarte i teoretycznie każdy może tam wejść - mówi Rusnarczyk. - Z plagą kradzieży dotąd się jednak nie spotkałem.

Józef Gromala tegoroczne plony już całkowicie utracił. Przekonuje, że nie zamierzał jabłek sprzedawać, tylko przeznaczyć je na przetwory dla siebie i rodziny. Chcąc zniechęcić złodziei, którzy stali się wandalami, wynajął firmę ochroniarską, która ma mieć baczenie na jego grunty. Metod, które stosuje z oczywistych względów nie zdradza. - Niedługo prześwietlę drzewa i przygotuję sad do przyszłorocznego sezonu - mówi Józef Gromala. - Ten jest stracony, ale w końcu chciałbym zebrać owoce. Nie oddam ich złodziejom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska