Najpierw było oficjalnie: „Wielce Szanowna Pani, pozwalam sobie niepokoić Panią w następującej sprawie: redakcja „Nurtu” byłaby ogromnie zaszczycona i zobowiązana, gdyby zechciała Pani powierzyć nam kilka swoich nowych utworów poetyckich” - pisze Barańczak w kwietniu 1972 roku. Potem, nieco mniej: „Panu Stanisławowi Barańczakowi z sympatia i przyjaźnią” - kreśli w 1976 roku dedykację Szymborska. Aż wreszcie, gdzieś w połowie kolejnej dekady, „Pan” i „Pani” znikają całkiem, zastąpieni przez „Kochanego Staszka” i „Wspaniałą Wisławę”. To co prawda tylko zwroty do adresata, o wiele mniej istotne niż właściwa treść listów, ale na ich przykładzie doskonale widać jak niespiesznie, ale konsekwentnie między tą dwójka rodziła się przyjaźń.
Humor i rewerencja
Wymienianą przez prawie 40 lat korespondencję , uporządkował i opracował Ryszard Krynicki. - Praca nad zbiorem zajęła mi dwa lata. Łatwo nie było, choćby dlatego, że noblistka czasem stosowała tajemnicze skróty, pismo Barańczaka zaś z biegiem lat zaczęło przypominać prostą linię. – tłumaczył Ryszard Krynicki na poświęconym publikacji spotkaniu, które odbyło się w ramach Festiwalu Conrada. - Do zbioru włączyłem również dedykacje, karty pocztowe oraz dołączane do listów teksty literackie.
- Ten zbiór listów to zapis przyjaźni, która ma tak poetycki, jak i osobisty wymiar. Młody Barańczak potrafił kochać, nienawidzić i złościć się nie biorąc jeńców, natomiast Wisławie Szymborskiej zawsze okazywał podziw i staroświecką rewerencję. Czytając te listy można odnieść wrażenie, że Barańczak szuka u niej nie tyle protekcji, co porozumienia. I szybko to porozumienie znajdują, a płaszczyzną do niego jest poczucie humoru – mówił Piotr Śliwiński, krytyk literacki i badacz poezji współczesnej.
Był to humor nie tylko słowny, ale i plastyczny. Wisława Szymborska korespondencję do Barańczaka ozdabiała wyklejankami, a on odwzajemniał się graficznymi eksperymentami, wykorzystując wszystkie możliwości oferowane przez komputerowe fonty.
Tajny agent
Myliłby się jednak ten, kto w zbiorze widziałby tylko inteligentną humoreskę. Choć poeci nigdy nie pozwalali sobie na narzekanie, w korespondencji pojawiają się i bolesne wątki ich biografii. Około połowy lat 70. Barańczak powściągliwie nawiązuje do swej niełatwej sytuacji po utracie pracy, a po wyjeździe do Stanów – do doświadczeń emigranckich, wreszcie w latach 90. - do pogarszającego się zdrowia. Ciekawy jest też wątek dotyczący wsparcia, jakiego udzielał noblistce, starając się wypromować jej twórczość za oceanem. - Tę książkę można by traktować również jako przykład sytuacji, w której jeden poeta jest agentem drugiego. To zapis mozolnych starań Barańczaka o to, by Zachód pokochał Szymborską – mówił podczas festiwalu Conrada Michał Rusinek. - Chciał, by Szymborska zaistniała w świadomości poetów i krytyków, których sam cenił.
„Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę. Korespondencja 1972-2011” to drugi wydany w ostatnich altach zbiór korespondencji Szymborskiej. W ubiegłym roku, również nakładem wydawnictwa a5 ukazał się zbiór "Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996", zawierający korespondencję noblistki ze Zbigniewem Herbertem.
Wisława Szymborska, Stanisław Barańczak „Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę. Korespondencja 1972-2011”, wyd. a5, 2019
