
STAŁE FRAGMENTY GRY, CZYLI, ILE ZNACZY RZUCAĆ PIŁKĘ W PUNKT
Giannis Kiakos wrócił po przerwie, spowodowanej kontuzją ręki, do gry i w Płocku udowodnił, że potrafi bardzo dobrze wykonywać stałe fragmenty gry. Może trener Wisły Płock mówić, że krakowianie nie mieli pod jego bramką wiele z gry, ale prawda jest taka, że na dobrze bitych wolnych czy rogach to i awans można zrobić. A Kiakos bił je bardzo dobrze. Mocno, celnie. Efektem tego dwa gole. Przy pierwszym można Grekowi zapisać kluczowe podanie, bo asystę zgarnął jeszcze Zwoliński. Przy trafieniu na 2:0 już pełna asysta idzie do greckiego zawodnika.

PATRYK LETKIEWICZ CORAZ PEWNIEJSZY W BRAMCE
Plusem meczu w Płocku jest kolejny dobry, pewny występ w bramce Patryka Letkiewicza. Broni z wyczuciem, jak trzeba czasami wybić piłkę w aut, to wybija, a jak trzeba zamiast łapać, piąstkować, to po prostu piąstkuje. Jego trener Łukasz Załuska pewnie znajdzie jakieś rzeczy do poprawy, ale szczerze? Dla nas to był kolejny mecz Letkiewicza z gatunku tych, którymi umocnił swoją pozycję w bramce „Białej Gwiazdy”.

SKRZYDŁA WCIĄŻ DO POPRAWKI
Żeby nie było, że wszystko funkcjonowało w tym meczu w grze Wisły Kraków, to jednak zwrócilibyśmy uwagę na skrzydła. Nie zarzucamy Angelowi Baenie czy Jesusowi Alfaro, że unikali gry. Szukali jej, prosili o piłkę. Tylko, że wciąż w ich postawie jest za mało konkretów naszym zdaniem. W skrócie – obaj potrafią wygrać pojedynek, zrobić przez to różnicę, ale gdy przychodzi do finalizacji, czyli strzału, albo ostatniego podania, zaczyna rodzić się problem. Zaplusował natomiast akurat ten skrzydłowy, który wszedł na boisko tym razem z ławki, czyli Tamas Kiss. Strzelił gola, przypieczętował wygraną „Białej Gwiazdy”. A cała ta akcja kolejny raz uwypukliła atuty Węgra. Bo to piłkarz, który zdecydowanie lepiej czuje się w szybkim ataku, kontrze, gdy jest przestrzeń, żeby się rozpędzić niż w mozolnym budowaniu od bramki.

W PŁOCKU DŁUGO MOGĄ PAMIĘTAĆ TEN MECZ…
Coś nam się wydaje, że mecz z Wisłą Kraków zapamiętają w Płocku na bardzo długo. Najpierw cała ta niesmaczna już sytuacja z niewpuszczaniem kibiców Wisły Kraków i momentami wręcz kompromitujące klub z Mazowsza tłumaczenia… A w niedzielę doszedł jeszcze ten wybuchowy pokaz piro, który mógł zakończyć się tak naprawdę tragedią. Coś nam się zdaje, że w tym przypadku na standardowych karach finansowych za odpalenie „świecidełek” może się nie skończyć, a dla „Nafciarzy” konsekwencje tego kolorowego spektaklu mogą być dużo większe niż tylko strata trzech punktów z zespołem w niedzielne popołudnie dużo lepszym.