WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Po słabszym meczu z Łęcznej z Górnikiem i porażce 0:1 niezwykle ważne dla Wisły Kraków było zagranie dobrej partii w Płocku i najlepiej zdobycie trzech punktów. To się udało, a szybki powrót do wygrywania powinien dodać krakowskim piłkarzom pewności siebie.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Mariusz Jop powtarza, że gdy jego zespół gra swoją piłkę, to rywal ma problem. I tak było też długimi fragmentami w Płocku. Wysoki odbiór, dobrze zakładany pressing powodował, że gospodarze tracili pewność siebie, ale też grali niedokładnie. Często długimi podaniami, z którymi obrona „Białej Gwiazdy” radziła sobie jak trzeba.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Ten mecz długimi fragmentami był mocno zamknięty, a okazji na gole nie było zbyt wiele. W takiej sytuacji potrzeba było cierpliwości z wyczekaniem na swoją szansę i taką właśnie cierpliwość Wisła Kraków wykazała, za co spotkała ją na końcu zasłużona nagroda.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Wisła Kraków została zmuszona kartkami i kontuzją do wymiany trzech obrońców z czterech w porównaniu do wcześniejszego meczu. I trzeba powiedzieć sobie szczerze, że dublerzy dali radę! Dobrze, a momentami bardzo dobrze spisywała się para stoperów Wiktor Biedrzycki, Mariusz Kutwa. Na tego ostatnio spadało mnóstwo krytyki, a jednak udowodnił, że może grać dobrze, skutecznie. Ten drugi w hierarchii stoperów wydaje się na dzisiaj być dopiero czwartym wyborem, a jednak ten mecz pokazał, że dobrze zrobił nie idąc na łatwiznę, czytaj przyjmując letnią ofertę z Polonii Bytom, gdzie mógłby liczyć na więcej minut. Efekt jest taki, że dzisiaj już wszyscy wiemy, że Kutwa może być spokojnie alternatywą do gry w środku obrony w Wiśle Kraków. Wiemy, że prócz atutów defensywnych potrafi bardzo dojrzale wyprowadzać piłkę od bramki. A może inaczej, bo kto oglądał tego chłopaka np. w rezerwach, to wiedział, że to potrafi. Teraz udowodnił natomiast, że może to robić również w pierwszej drużynie. No i występem w Płocku zebrał odpowiednią liczbę minut, żeby uruchomić klauzulę w swoim kontrakcie. Od niedzieli obowiązuje on do 30 czerwca 2027 roku.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Niestety dla Wisły Kraków, mecz w Płocku przyniósł też złe wiadomości. Na pewno w kolejnym spotkaniu nie będzie do dyspozycji Bartosz Jaroch, bo zobaczył czwartą żółtą kartkę w tym sezonie. I z tym to akurat Mariusz Jop musi zacząć coś robić, bardziej na twardo wymagać pewnych zasad. Bo Wisła Kraków w ten sposób łapie za dużo kartek. Nie wynikających z walki, ale z jakichś totalnie niepotrzebnych przepychanek, pyskówek. We wtorek pauzę w Płocku załatwił sobie w ten sposób Alan Uryga, a teraz Jaroch. To są zbyt doświadczeni gracze, żeby mając świadomość, że mają na koncie po trzy żółte kartki, w tak bezsensowny sposób łapać kolejną. W Wiśle jednak bardziej martwić muszą się kontuzją Marca Carbo, bo to piłkarz niezwykle istotny dla drugiej linii. Szczególnie w jej defensywnym aspekcie. Bo jeśli uraz Hiszpana okaże się na tyle poważny, że nie będzie mógł zagrać w kolejnym meczu, to w środku pola zrobi się wyrwa. Oczywiście jest James Igbekeme i Olivier Sukiennicki. Mogą grać obaj, ale obaj mają więcej atutów w grze do przodu, a mniej w defensywie. A to jednak w tym sektorze boiska musi być zbilansowane, żeby myśleć o wygranych.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Angel Rodado wrócił do dobrej dyspozycji strzeleckiej i w Płocku zdobył dwie bramki. Wystarczyło, żeby samodzielnie wskoczył na fotel lidera klasyfikacji strzelców I ligi i to w sytuacji, w której Wisła Kraków ma o dwa mecze rozegrane mniej niż większość stawki. Hiszpan wrócił do dobrej dyspozycji po krótkim i małym kryzysie, spowodowanym m.in. problemami zdrowotnymi. W Płocku do siatki trafił dwa razy, a przecież obił też poprzeczkę i słupek.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Tym razem Łukasz Zwoliński gola nie strzelił, ale jednocześnie udowodnił, że wciąż pozostaje w dobrej dyspozycji. Bo jednak do swoich liczb dorzucił dwie kolejne za asysty przy golu numer jeden i trzy. A skoro był konkret, to znaczy, że napastnik Wisły Kraków zrobił swoje.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Giannis Kiakos wrócił po przerwie, spowodowanej kontuzją ręki, do gry i w Płocku udowodnił, że potrafi bardzo dobrze wykonywać stałe fragmenty gry. Może trener Wisły Płock mówić, że krakowianie nie mieli pod jego bramką wiele z gry, ale prawda jest taka, że na dobrze bitych wolnych czy rogach to i awans można zrobić. A Kiakos bił je bardzo dobrze. Mocno, celnie. Efektem tego dwa gole. Przy pierwszym można Grekowi zapisać kluczowe podanie, bo asystę zgarnął jeszcze Zwoliński. Przy trafieniu na 2:0 już pełna asysta idzie do greckiego zawodnika.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Plusem meczu w Płocku jest kolejny dobry, pewny występ w bramce Patryka Letkiewicza. Broni z wyczuciem, jak trzeba czasami wybić piłkę w aut, to wybija, a jak trzeba zamiast łapać, piąstkować, to po prostu piąstkuje. Jego trener Łukasz Załuska pewnie znajdzie jakieś rzeczy do poprawy, ale szczerze? Dla nas to był kolejny mecz Letkiewicza z gatunku tych, którymi umocnił swoją pozycję w bramce „Białej Gwiazdy”.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Żeby nie było, że wszystko funkcjonowało w tym meczu w grze Wisły Kraków, to jednak zwrócilibyśmy uwagę na skrzydła. Nie zarzucamy Angelowi Baenie czy Jesusowi Alfaro, że unikali gry. Szukali jej, prosili o piłkę. Tylko, że wciąż w ich postawie jest za mało konkretów naszym zdaniem. W skrócie – obaj potrafią wygrać pojedynek, zrobić przez to różnicę, ale gdy przychodzi do finalizacji, czyli strzału, albo ostatniego podania, zaczyna rodzić się problem. Zaplusował natomiast akurat ten skrzydłowy, który wszedł na boisko tym razem z ławki, czyli Tamas Kiss. Strzelił gola, przypieczętował wygraną „Białej Gwiazdy”. A cała ta akcja kolejny raz uwypukliła atuty Węgra. Bo to piłkarz, który zdecydowanie lepiej czuje się w szybkim ataku, kontrze, gdy jest przestrzeń, żeby się rozpędzić niż w mozolnym budowaniu od bramki.
Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Coś nam się wydaje, że mecz z Wisłą Kraków zapamiętają w Płocku na bardzo długo. Najpierw cała ta niesmaczna już sytuacja z niewpuszczaniem kibiców Wisły Kraków i momentami wręcz kompromitujące klub z Mazowsza tłumaczenia… A w niedzielę doszedł jeszcze ten wybuchowy pokaz piro, który mógł zakończyć się tak naprawdę tragedią. Coś nam się zdaje, że w tym przypadku na standardowych karach finansowych za odpalenie „świecidełek” może się nie skończyć, a dla „Nafciarzy” konsekwencje tego kolorowego spektaklu mogą być dużo większe niż tylko strata trzech punktów z zespołem w niedzielne popołudnie dużo lepszym. Bartosz Ziółkowski/wislakrakow.com

Wideo