- Widziałem, że jest przerażony - mówi 85-letni mieszkaniec wsi Zagórzany, który obserwował psa. - Najpierw myślałem, że ktoś go tu zostawił na chwilę, ale gdy wracałem z zakupów, a on nadal tam stał.
Mężczyzna odplątał łańcuch i zabrał psa na bezpieczną odległość. Mieszkańcy sąsiednich domów dali zwierzakowi jeść i pić, potem wezwali sołtysa. O tajemniczym porzuceniu psa powiadomiono też lekarza weterynarii. Kundelek jeszcze tego samego dnia trafił do przytuliska w Moszczenicy. Tu miał być przygotowany do adopcji.
- Tak poruszyła mnie historia tego pieska, że postanowiłam mu za wszelką cenę pomóc - mówi Maria Leśniak z Ożarowa, która zaangażowała się w poszukiwanie nowego domu dla kundelka. - Ruszyłam z akcją w internecie.
Kiedy znaleźli się już ludzie gotowi dać psinie nowy dach nad głową, odnalazł się też właściciel czworonoga. I rozpętała się burza, bo mieszkańcy, którzy pomagali znajdzie, teraz oskarżają jego pana o to, że psa nie pilnuje. Żądają, by schronisko mu go nie wydało.
- Chcę z powrotem swojego psa. Ja go nie porzuciłem - mówi Marcin Gajewski, właściciel Aresa. Przekonuje, że psiak uciekł z podwórka i sam musiał zaplątać się łańcuchem o słup. Twierdzi, że po jego zaginięciu godzinami szukał swojego pupila.
Kontrowersyjna historia Aresa poruszyła wójta gminy Gorlice Ryszarda Guzika. By dociec prawdy, zarządzono kontrolę w posesji właściciela psa. - Właściciel nie okazał zaświadczenia o szczepieniu przeciwko wściekliźnie, został zobligowany, by takie wykonać. Zobowiązano go również do kupna łańcucha nie krótszego niż trzy metry - mówi Andrzej Sokacz, powiatowy lekarz weterynarii.
Wójt gminy Ryszard Guzik twierdzi, że mimo stwierdzonych uchybień prawo stoi po stronie właściciela. - Jeśli wypełni polecenia pokontrolne, pies wróci do niego. Oczywiście właściciel będzie musiał pokryć koszty pobytu psa w przytulisku - dodaje wójt. Podkreśla jednak, że jego służby będą monitorować los psa.
Takim obrotem sprawy zdziwiona jest Maria Leśniak, która liczyła na to, że Ares nie wróci do swego pana. - Pies to nie rzecz, co to znaczy, że własność jest święta?! - zastanawia się kobieta. - Gdyby pies miał wszystko co trzeba w domu, toby z niego nie uciekł. Będę patrzyła temu mężczyźnie na ręce - dodaje stanowczo.
Swoją interwencję zapowiedziało już Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. - Sprawa tego psa jest bardzo złożona i wymaga wnikliwej analizy, którą z pewnością przeprowadzimy - zapowiada Agnieszka Szłapka, prezes sądeckiego oddziału TOZ.
Właściciel Aresa już w poniedziałek ma wybrać się po niego do schroniska w Moszczenicy.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+