Z informacji „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że zdaniem parlamentarzystów partii rządzącej obecny kodeks „nie przystaje już do rzeczywistości i jest momentami niespójny”.
Jedną z najważniejszych miałoby być oddanie spisu wyborców w ręce Państwowej Komisji Wyborczej. Obecnie trwają na ten temat rozmowy koalicyjne w Zjednoczonej Prawicy. Roch ten oznaczałby odebranie spisów samorządom. Ale pozwoliłoby uniknąć sytuacji, jak ta majowa, gdy włodarze odmówili wydania danych wyborców Poczcie Polskiej na potrzeby wyborów korespondencyjnych.
Kolejny pomysł zakłada zakaz publikacji wyników sondaży w określonym czasie przed wyborami, np. tydzień przed dniem głosowania lub publikowanie sondaży jedynie przez certyfikowane ośrodki badawcze. Chodzi o wpływ na kampanię powoływanych „ad hoc sondażowni, które próbują kreować rzeczywistość polityczną, a nie ją opisywać”.
Zmiany miałby także obejmować zniesienie lub ograniczenie ciszy wyborczej. Miałoby to być wyjście naprzeciw postulatom zgłaszanym wielokrotnie przez PKW.
PiS zastanawia się także nad zwiększeniem limitów kampanijnych. Zdaniem autorów projektu obecne limity wydatków na kampanię są za małe, dlatego trzeba dążyć do ich urealnienia. Miałyby wynieść co najmniej dwa razy tyle, co obecnie. Rozważane jest wprowadzenie mechanizmu ich automatycznej indeksacji. Na przykład powiązanie ze średnią krajową.
Rozważa się także likwidację obligu podpisów dla partii, które są w Sejmie. Jak wskazuje dziennik ten pomysł, choć pojawia się w szeregach obozu władzy, budzi mieszane uczucia wśród niektórych działaczy. Ich zdaniem, zbieranie podpisów to często element prowadzenia kampanii wyborczej, co najlepiej ostatnio udowodnił komitet Rafała Trzaskowskiego.
