Po naszym tekście z 16 maja br. rozdzwoniły się telefony w redakcji. Do prokuratury zgłosiły się kolejne ofiary z Pszczyny, Sosnowca, Bielska-Białej. Bohaterki naszego artykułu mogą spać spokojnie, bo ich sprawa i pozostałych pokrzywdzonych znalazła się w prokuraturze w Pszczynie. Tam mieszka Radosław M. i tam prowadzi swoją. firmę.
- Dokumenty zostały już przesłane do śledczych na Śląsku - potwierdza Mariusz Słomka, zastępca prokutarora rejonowego w Oświęcimiu.
Sprawdziliśmy, że Radosław M. jest osobą dobrze znaną w pszczyńskiej prokuraturze. W 2009 r. prowadzona tu była jego sprawa, w której pokrzywdzonych było 60 osób. - W ostatnim czasie zajmujemy się kilkunastoma postępowaniami w sprawie Radosława M. - nie kryje Bogusław Rolka, prokurator rejonowy w Pszczynie. Otrzymał już dokumenty z Oświęcimia i analizuje czy materiały włączyć do swojego śledztwa.
Radosław M. proponuje ludziom pracę przy roznoszeniu ulotek. Właśnie takiej roboty chciała się podjąć bohaterka naszego artykułu - Amelia z Oświęcimia. Dziewczyna dostała umowę na roznoszenie ulotek i podpisała też ich odbiór licząc na to, że pracodawca przyśle materiały na domowy adres.
- Na przesyłkę się nie doczekałam, bo Radosław M. zdążył mnie uprzedzić sms-em, że jestem mu winna pięć tysięcy złotych. To właśnie jedna z jego metod, nie daje materiałów a potem wmawia, że je przekazał i chce odszkodowania za nie wywiązanie się z warunków umowy- mówi dziewczyna. Później mężczyzna ją straszył, przysyłał wezwania do zapłaty, ponaglał, ale zdecydowała, że nie da mu pieniędzy. Były momenty, kiedy wahała się czy nie zapłacić.
- Jak zaczęłam czytać na portalach, ilu ludzi jest przez niego pozwanych i ile osób przegrywa z nim procesy to się wystraszyłam, ale skontaktowałam się z kilkoma pokrzywdzonymi i okazało się, że nic takiego się nie zdarzyło - mówi Amelia.
Przypuszcza, że to Radosław M. nakręca spiralę strachu, by osiągnąć właśnie taki efekt jak w jej przypadku. Osoby, które w tym tygodniu dodzwoniły się do naszej redakcji potwierdzają słowa Amelii.
- On ma taką taktykę, że zastrasza ludzi - mówi anonimowo mieszkanka Bielska- Białej. Miała zapłacić dwa tys. zł i tego nie zrobiła. Uważa, że Radosław M. nie ma pieniędzy na procesowanie się z setkami osób i liczy jedynie na "dobrowolne" wpłaty.
Mariusz Kijak z Bielska-Białej twierdzi, że jego syn także padł ofiarą Radosława M. - Chciał roznosić ulotki, podpisał umowę i po trzech godzinach dostał pierwsze telefony z żądaniem pieniędzy - mówi. Radosław M. ogłasza się jako "doradca w różnych sprawach". Z jego wizytówek można się dowiedzieć, że udziela darmowych porad, pisze wszelkie pisma i tłumaczy je w kilku językach. Z wykszatałcenia jest rolnikiem.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+