32-latek żongluje piłkami, maczugami, obręczami, maczetami, ale najbardziej widowiskowy jest ogień. Podczas fireshow wykorzystywane są bardzo różne płonące rekwizyty takie jak kije, pochodnie, sześcian.
- Poparzenia niestety są wpisane w ten zawód, ale do tej pory udaje mi się uniknąć poważnych wypadków. Cała sztuka polega na ciągłym treningu i doskonaleniu tego, co robimy. Na początku jest żonglerka jednym płonącym kijem, potem dochodzi drugi, trzeci, a później bardziej skomplikowane konstrukcje, takie jak na przykład sześcian - mówi Jerzy.
Od zawsze interesowało go to, co człowiek jest w stanie zrobić ze swoim ciałem. Jako dziecko trenował różne sporty walki, akrobacje, aż w liceum spróbował swoich sił w żonglerce.
- Jakiś wewnętrzny głos powiedział mi, że to właśnie chcę robić w życiu. Później skończyłem studia inżynierskie na AGH w Krakowie, ale w wyuczonym zawodzie nie podjąłem nigdy pracy. Żonglerką pasjonuję się do dziś i nie wyobrażam sobie, żeby robić coś innego - mówi artysta cyrkowy.
Występy cyrkowe kojarzone z wielkim namiotem, akrobacjami i trasowanymi zwierzętami powoli odchodzą do przeszłości.
- Dziś pokazy cyrkowe odbywają się w bardziej kameralnych sceneriach - na eventach firmowych, urodzinach, imprezach miejskich. Artyści nie jeżdżą już taborem cyrkowym. Dziś w pojedynkę można zapewnić widzom atrakcyjne show. Bo o to tu chodzi, żeby człowiek mógł oderwać się na chwilę od szarej codzienności i obejrzeć coś niesamowitego - mówi 32-latek.
-
