Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Krakowa do Częstochowy idę pieszo z pielgrzymami [ZDJĘCIA]

Maria Mazurek
Pielgrzymi idą na Jasną Górę. Na jeden dzień dołączyła do nich Maria Mazurek.

Matulko, prosimy Cię o modlitwę za siostrę Annę, która mieszka w Irlandii. Prosimy Cię, byś rozwiązała problem alkoholowy w rodzinie. Prosimy Cię, Matulko, o zdrowie naszego brata, który niedawno przeszedł zawał serca.

Z megafonu wybrzmiewają intencje pielgrzymów. Niektóre bardzo osobiste. Wierni maszerują. Nawet po 30 km dziennie, w upale, czasem w deszczu. Wśród nich małe dzieci, emeryci, obcokrajowcy. W środę wyruszyła z Krakowa 34. Pielgrzymka Krakowska na Jasną Górę. 9 tys. wiernych dotrze do Częstochowy 11 sierpnia.

Potrzeba wspólnoty
Zaczęło się od zamachu na papieża. Wtedy zrodziła się w mieszkańcach Krakowa potrzeba, by wspólnie wyjść w drogę, wspólnie modlić się o zdrowie papieża i wspólnie zaprotestować przeciw przemocy.

Wśród organizatorów Białego Marszu w 1981 r. był Andrzej Bac, wówczas student, który pomyślał: A gdyby tak z tego pięknego zrywu uczynić tradycję? I co roku wyruszać z pielgrzymami na Jasną Górę? - I tak zleciały 34 lata - uśmiecha się organizator Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej.

Zmieniało się przez lata

Wtedy, w latach 80., było jednak zupełnie inaczej. Pamięta to doskonale pani Anna, emerytowana nauczycielka z Podłęża pod Krakowem, która jest na pielgrzymce po raz 30. Ubrana w sukienkę, plecy ma zgarbione ze starości, w rękach trzyma różaniec. Pielgrzymka jest dla niej głównie ofiarą, pokutą. Przecież trzeba coś zrobić dla Boga.

- Zmieniało się przez te lata. Na początku, oprócz wymiaru duchowego, był też patriotyczny - opowiada. - Władzy nie podobało się, co robimy. Lubili wysłać jakiegoś pijaka, by wszedł do grupy, nabroił coś, zdemolował. I by potem było na pielgrzymów. W nocy były więc dyżury, a kiedy wchodziliśmy na Jasną Górę, trzymaliśmy się mocno za ręce - opowiada.
Od lat z pielgrzymką chodzi też Jacek Rybka z Bochni. - Zaczęło się, jak byłem gówniarzem. Na trzepaku wisiałem, koledzy pytali: co robisz w wakacje? A ja odpowiadałem: idę na pielgrzymkę, na Jasną Górę. Dziwili się, że jak to, na nogach tam idę? - opowiada.

Przez te wszystkie lata marsz do Częstochowy stał się jego tradycją. - Zawsze jest o co prosić i za co dziękować. Proszę zresztą posłuchać intencji różańcowych. Od razu człowiek zaczyna doceniać, jakie spokojne ma życie - zauważa.
W tym roku Jacek Rybka idzie ze swoją żoną i 6-letnią córką, Natalką. Śliczna blondyneczka w biało-różowej koszulce z "Hello Kitty" rezolutnie opowiada, że jest już trzeci raz i tym razem ma zamiar po raz pierwszy przejść całą trasę.

To daje siłę na cały rok

Kto idzie w pielgrzymce? Nie ma reguły. Spotkałam pielęgniarki, nauczycieli, pracowników fizycznych, samorządowców, policjantów, całe mnóstwo studentów.

Pokaźna jest grupa młodych Włochów ze wspólnoty Communione e Liberazione. Na Jasną Górę idzie ich, bagatela, 1160. Energicznych, kolorowo ubranych, uśmiechniętych od ucha do ucha. Tych zaraz po maturze i tych, którzy właśnie kończą studia, zastanawiając się: co dalej z moim życiem? - A chętnych jest jeszcze więcej. - Dlatego mamy ograniczenie: każdy z nas może iść na Jasną Górę tylko raz - tłumaczą.

Pielgrzymi idą z różnych powodów. Jedni, jak Maria Maniecka z Krakowa, głównie by się modlić: tym razem o pokój na świecie, a już w szczególności o pokój w Polsce, bo czasy są niebezpieczne.

Inni, jak Teresa, pielęgniarka spod Wadowic, tłumaczą, że daje im to siłę na cały rok. I że gdy któregoś lata nie pójdą, to po prostu czegoś im brakuje. Bo panuje tu atmosfera, jakiej nie znajdzie się nigdzie indziej. Ludzie, nawet gdy padają ze zmęczenia, zawsze sobie pomagają, wspierają się. Nie było sytuacji, a Teresa jest już siódmy raz, by ktoś został pozostawiony sam sobie, by inni mu nie pomogli.

Jeszcze inni, jak Agnieszka Feluś, studentka zootechnologii z Krakowa, 24-letnia, tłumaczą, że chodzi o wewnętrzne przeżycie. Że fajna atmosfera atmosferą, ale liczy się to, co każdy przeżywa w środku.

- Jedno jest pewne: Jak ktoś raz tu pójdzie, raczej wróci - opowiada Marianna Ziarko, wyjątkowo żwawa 70-latka z Krakowa. - Sama kiedyś nie chodziłam: bo praca, bo dzieci, bo obowiązki. To mój syn zaczął chodzić i przekonał mnie do tego. I teraz nie wiem, jak mogłam żyć bez tego. Jak wchodzimy na Jasną Górę, przed obraz Świętej Panienki, łzy wzruszenia same lecą. I coś jeszcze siostrze powiem: Tu nigdy, mimo że maszeruje się 25-30 kilometrów dziennie, nie czuć zmęczenia.

Machają, częstują

To "siostro, bracie" słychać tutaj ciągle. Tak zwracają się do siebie pielgrzymi. Początkowo, gdy słyszę "siostro", mam ochotę tłumaczyć, że jestem osobą świecką. Ale szybko się przyzwyczajam. I staje się to nawet miłe.

Tak jak radosne śpiewy, które towarzyszą nam (na zmianę z modlitwą) w pieszej wędrówce. I to, że ludzie przyjmują pielgrzymów niezwykle serdecznie. Wychodzą przed swoje domy i radośnie machają. Niektórzy wywieszają transparenty. Co chwilę spotykamy też mieszkańców, którzy wychodzą przed swoje domy z poczęstunkiem dla pielgrzymów. Niektórzy rozdają kompoty, inni marchew, ogórki. W Zielonkach jest jedna rodzina, która co roku, od 25 lat, obdarowuje pielgrzymów. Arbuzy, jabłka, pomidory, nektarynki, woda z sokiem. Wygląda jak całkiem dobrze zaopatrzony warzywniak. Z tą różnicą, że rodzina te produkty kupuje, by rozdawać za darmo. Z potrzeby serca, jak tłumaczą.

Proza życia
Z dobrocią ludzi pielgrzymi spotykają się zresztą nie tylko podczas marszu. Śpią w namiotach, remizach, szkołach. Ale często też właśnie u ludzi, na wsiach. Za darmo ich mieszkańcy przyjmują i karmią, czasem po 15 osób.

Zresztą zakwaterowanie - i w ogóle organizacja pielgrzymki - jest nie lada wyzwaniem logistycznym. Pielgrzymka składa się z ośmiu wspólnot, każda z nich maszeruje inną trasą, by spotkać się dopiero w Częstochowie. Dodatkowo każda wspólnota podzielona jest na grupy do 100 osób.

W każdej grupie idzie ekipa śpiewająca z nagłośnieniem, kwatermistrz (odpowiedzialny właśnie za zakwaterowanie), ksiądz-przewodnik i po dwóch-trzech porządkowych, którzy pilnują "zwarcia" grupy.

Bo to nie takie proste. Pielgrzymi zajmują przecież cały pas ruchu, samochody muszą więc jeździć wahadłowo. Na granicy Krakowa i Zielonek, gdzie i tak trwa remont i tworzą się korki, utworzyła się kolejka samochodów na kilka kilometrów. Kierowcy, którzy stali po godzinę w korkach, słuchając maryjnych śpiewów, jako jedyni nie wyglądali na zachwyconych...
Między grupami jeżdżą też karetki, samochody organizatorów, auta dostawcze, które wożą bagaże pielgrzymów. I wielka ciężarówka załadowana przenośnymi toaletami. Proza życia. Można z nich korzystać jednak tylko na postojach. Jeśli kogoś dorwie potrzeba fizjologiczna, musi kryć się w krzakach. Podobnie jeśli chce zapalić, bo przy innych pielgrzymach to zabronione.

- Znam takich, którzy idą tu właśnie po to, by przez te sześć dni nie palić - opowiada Jacek Rybka. Sam pali jak smok. Ale tu się powstrzymuje lub chowa. Nikt z grupy z papierosem go nie zobaczy.

Siostro, chodź z nami

Przyznam, że zaskoczyła mnie przyjazna atmosfera tej pielgrzymki, serdeczność ludzi. Urzekły reakcje mieszkańców na trasie. Ale muszę już wracać do Krakowa. - To co, za rok idzie siostra z nami do końca? - słyszę od pielgrzymów na do widzenia.
Idę...

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska