Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z siekierą na psychologa

Artur Drożdżak
Piotr Krzyżanowski
Dlaczego Andrzej G. zaatakował siekierą terapeutę, który z hospicjum w Miechowie przyjechał z wizytą do jego umierającego ojca? Na to pytanie szuka odpowiedzi sąd. Proces w tej sprawie rozpoczął się we wtorek w Krakowie. Andrzejowi G. Grozi kara dożywocia.

Do tragicznego zajścia doszło przed południem 8 listopada 2010 r. w Kozłowie, liczącej ponad 1000 mieszkańców wsi leżącej 15 km od Miechowa. Psychoterapeuta Michał P. zatrudniony w miechowskim hospicjum wybrał się do Józefa G. 73 - letni mężczyzna od kilkudziesięciu lat cierpiał na chorobę nowotworową, jest stan w ostatnim czasie zaczął się pogarszać.

Michał P. był u niego już trzeci raz, towarzyszyła mu pielęgniarka Marzena M. Oboje przystąpili do swoich obowiązków. Kobieta zajęła się chorą stopą pacjenta, terapeuta pomagał jej przewrócić na bok mężczyznę, a potem zagadał go rozmową. Na moment zajrzał do pokoju syn Józefa G., 25-letni Andrzej, bezrobotny, kawaler, nie karany. Do gości nie odezwał się słowem, zniknął. Po chwili wrócił i wtedy siekierą zaatakował terapeutę, który był odwrócony plecami do napastnika.

Zobacz także: Andrychów: haker skazany za kradzież z konta firmy

- Usłyszałem takie syknięcie przez zęby, wypowiedziane cicho słowa: dosyć tego. I kątem oka ujrzałem nad sobą siekierę. Odruchowo lekko przechyliłem głowę i to uratowało mi życie - opowiadał 30-letni, wysoki, szczupły brunet, z zawodu psycholog.

Ostrze trafiło go w szyję, cios był tak silny, że terapeuta upadł na piec kaflowy, na kilkanaście sekund stracił przytomność. Mocno krwawił. Towarzysząca mu pielęgniarka była przekonana, że terapeuta poniósł śmierć na miejscu. On jednak po chwili odzyskał przytomność, ale był w takim szoku, że zupełnie nie kontrolował swojego zachowania. Najpierw wyskoczył z parterowego budynku przez okno, a po chwili ponownie wskoczył przez nie do domu rodziny G. W pokoju nie było już agresywnego Andrzeja G. Został wypchnięty z pomieszczenia przez swoją matkę i przerażoną pielęgniarkę.

Andrzej G. zbiegł z miejsca zdarzenia, został ujęty w policyjnym pościgu kilka godzin później. Zatrzymano go na okolicznych polach. Był nietrzeźwy.

- Chciałem tylko wyładować złość, bo mówił ojcu nieprawdę, że z jego zdrowiem wszystko jest w porządku - wyjaśniał na przesłuchaniu. W sądzie najpierw podtrzymał, że takie motywy nim kierowały, gdy zaatakował terapeutę. Potem się z tego wycofał.

- Dzisiaj nie wiem dlaczego dokonałem tego ataku - wykręcał się.

Michał P. kategorycznie zaprzeczał, by mówił Józefowi G., że "wszystko jest w porządku z jego zdrowiem". - Takie zapewnienia są sprzeczne ze sztuką psychoterapii i etyką zawodową - przekonywał. Nie miał pojęcia dlaczego Andrzej G. chciał pozbawić go życia. Nie mieli ze sobą konfliktu, syna pacjenta widział ledwie dwa razy wcześniej, krótko z nim rozmawiał.

Na sądowym korytarzu przyznaje, że w najśmielszych snach nie przypuszczał, że jego praca zawodowa może być tak niebezpieczna. - Mogłem się prędzej spodziewać, że popsują się hamulce w moim aucie lub że zarażę się jakąś chorobą od pacjenta, ale nie że syn jednego z nich będzie próbował mnie zabić - opowiada mężczyzna.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Były ubek podejrzany o podpalanie kobiety
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska