18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaatakowali go maczetą z zazdrości o dziewczynę? Cudem przeżył [ZDJĘCIA]

Paweł Szeliga
Czterokrotnie raniony maczetą Maciej stracił 2,5 litra krwi. Lekarze uważali, że nie doczeka rana, a jednak przeżył operację. - Jestem najwyższy w okolicy, dotąd nikogo się nie bałem - mówi.
Czterokrotnie raniony maczetą Maciej stracił 2,5 litra krwi. Lekarze uważali, że nie doczeka rana, a jednak przeżył operację. - Jestem najwyższy w okolicy, dotąd nikogo się nie bałem - mówi. fot. Przemysław Malisz
- Ratunku, oni mnie zabiją - krzyczał 25-letni Maciej z Jamnicy, na którego rzuciło się dwóch młodych bandytów. Jeden z nich roztrzaskał o jego głowę butelkę, drugi w tym samym czasie wyciągnął zza pazuchy maczetę i wbijał ją na oślep w ciało 25-latka. Przebił płuco, złamał nią żebro, ostrze przeszło raptem dwa centymetry od kręgosłupa! Nieoficjalnie mówi się, że ten niewyobrażalny akt agresji to efekt zazdrości o dziewczynę, z którą związał się Maciek.

25-letni Maciek z Jamnicy pod Nowym Sączem przez prawie pół kilometra uciekał swym oprawcom. Na ziemię powalili go uderzeniem butelki w głowę. Potem jeden z nich maczetą czterokrotnie ugodził go w plecy i klatkę piersiową. - Czułem, jak wraz z wypływającą krwią uchodzi ze mnie życie - mówi Maciek.

25-latek przed północą zamówił taksówkę na ul. Kamienną. Skończyły mu się papierosy, chciał zrobić zakupy na stacji benzynowej. Gdy czekał na poboczu drogi, minął go samochód. Zatrzymał się z piskiem opon, po czym zawrócił. Wybiegło z niego dwóch 22-latków.

Z byłą dziewczyną jednego z nich Maciek właśnie się związał. Gdy zobaczył wściekły wzrok mężczyzn, rzucił się do ucieczki. - Mam prawie dwa metry, jestem najwyższy w okolicy, nikogo się nie boję - mówi 25-latek. - Mimo to zacząłem uciekać, gdy zobaczyłem, że są w jakimś amoku. Pijani i chyba naćpani.

Biegł w kierunki domu sąsiadki, mającej opinię twardej kobiety, do której ludzie czują respekt. Napastnicy byli tuż za nim. Gdy był u celu, jeden z nich uderzył go butelką w głowę. Zamroczonego Maćka powalono na ziemię. Wtedy poczuł, że zimne ostrze przecina mu plecy, a potem wbija się pod żebro, łamiąc je i przebijając płuco.

- Gdy usłyszałam przeraźliwe wołanie o pomoc, zerwałam się na równe nogi - opowiada sąsiadka, do której biegł 25-latek. - Wyszłam na balkon i zobaczyłam bójkę. Dwóch mężczyzn leżało na Maćku, jeden dźgał go nożem.

Krzyki kobiety i jej bliskich odstraszyły bandziorów. Zostawili ofiarę w wysokiej trawie. Dobiegało stamtąd coraz cichsze wołanie: "Błagam, niech mnie pani ratuje". - Zięć próbował ręcznikami tamować krwawienie - opowiada kobieta. - Gdy przyłożył opatrunek z jednej strony tułowia, to z drugiej tryskała krew. Zięć powiedział do mnie: mamo, on umrze zanim przyjedzie karetka.

Gdy ranny trafił na stół operacyjny w sądeckim szpitalu, policjanci zatrzymali już sprawców napaści. Siedzieli w samochodzie i przeglądali telefon skradziony Maćkowi. Byli pijani. Wydmuchali po promilu alkoholu.

- Badanie wykaże czy byli też pod wpływem narkotyków - mówi sierż. sztab. Iwona Grzebyk-Dulak, rzeczniczka sądeckiej policji.

Maćka operowano ponad dwie godziny. Zrobiono mu prześwietlenie kręgosłupa, by się upewnić czy ostrze maczety nie uszkodziło rdzenia. Na szczęście przeszło dwa centymetry obok. W przeciwnym razie Maciek mógłby wylądować na wózku inwalidzkim.

- Powodzenie operacji zaskoczyło chyba samych lekarzy, którzy wcześniej uprzedzili nas, że Maciek może nie dożyć do rana - tłumaczy dziewczyna 25-latka, Ewelina. Jest przekonana, że napastnicy chcieli go zabić. - Gdyby nie sąsiadka, pewnie by go w tej trawie zamordowali - uważa przerażona dziewczyna.

Narkotyki i zazdrość - na ul. Kamiennej mówi się, że takie były motywy działania oprawców. Policja wprost ich nie potwierdza, zasłaniając się tajemnicą prowadzonych czynności.

Sam pokrzywdzony dotąd się nad tym nie zastanawiał. We wtorek wrócił do domu ze szpitala. Jest osłabiony, schudł kilka kilogramów. Pierwszych trzech dni po zajściu w ogóle nie pamięta. - Kiedyś się z nimi zadawałem, ale wyszedłem z tego towarzystwa, bo chciałem normalnie żyć - mówi po namyśle Maciek.

Agresywni 22-latkowie nie przyznają się do winy. Zostali aresztowani na trzy miesiące, gdy zarzucono im narażenie pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.

- Nie można wykluczyć, że w trakcie prowadzonego śledztwa zmieni się kwalifikacja czynu na usiłowanie zabójstwa - zaznacza Iwona Grzebyk-Dulak. - Wtedy konsekwencje prawne byłyby poważniejsze, łącznie z dożywotnim pozbawieniem wolności.

Innej opcji nie bierze pod uwagę dziewczyna Maćka. Podkreśla, że jej chłopak dostał w szpitalu osiem jednostek krwi, po 500 ml każda. Przetoczono mu także osocze, bo własnego już nie miał. Był już jedną nogą na tamtym świecie.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, w domach podejrzanych policjanci znaleźli, m.in. laptopy pochodzące z kradzieży. Ujawnili też narkotyki, którymi prawdopodobnie raczyli się 22-latkowie. Ten drugi wątek budzi na ul. Kamiennej szczególne emocje.

- Na tutejszym przystanku PKP dochodzi do dantejskich scen z udziałem naćpanej młodzieży - mówi wprost mieszkanka tej ulicy w dzielnicy Zawada. Opowiada, że nawet w biały dzień boi się iść do pobliskiego sklepu na zakupy, widząc zakapturzonych mężczyzn o nieprzytomnym wzroku. - Walną tacy babcię w głowę i wrzucą do rzeki. To dla nich bułka z masłem - uważa kobieta.

25-letni Maciej powoli wraca do zdrowia. - W szpitalu dostałem drugie życie - mówi młody mężczyzna i łamie mu się charakterystyczny, mocny głos.

Był o krok od śmierci
Krzysztof Olejnik, zawodowy ratownik medyczny, rzecznik prasowy Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego nie ma wątpliwości, że 25-latek dosłownie otarł się o śmierć. - Utrata tak dużej ilości krwi stanowi realne zagrożenie życia - podkreśla Krzysztof Olejnik. - Gdyby pomoc nadeszła później, to przy tak masywnym krwotoku mężczyzna mógłby umrzeć, zanim trafiłby do szpitala.

Rzecznik wyjaśnia, że działania ratowników na miejscu ograniczają się do założenia opatrunków dla zahamowania krwawienia oraz podania dożylnie płynów z elektrolitami. Reszta jest już w rękach chirurgów, którzy muszą pozszywać uszkodzone naczynia.

WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CO TY WIESZ O ZASADACH GRY W PIŁKĘ NOŻNĄ?"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska