Czytaj także:
- Postanowiliśmy wreszcie rozprawić się z handlującymi serkami przy zakopiance - mówi Kazimierz Pietruch, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji. - Ich obecność przy szosie prowadzącej do Zakopanego nie tylko psuje krajobraz, ale też stwarza zagrożenie w ruchu.
Drogówka dokładnie przyjrzała się handlującym przy szosie. Okazało się, że większość z nich nie ma pozwolenia na handel w pasie drogowym, który musiałaby im wydać Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Pozostali natomiast co prawda stoją na prywatnych działkach, ale przy ich stoisku nie ma możliwości zatrzymania pojazdu.
- Wszędzie, gdzie przy zakopiance znajdują się stoiska z oscypkami na poboczu, poprowadzona jest linia ciągła. Oznacza to, że kierowcy nie mogą się tam zatrzymywać. Jeśli ktoś to zrobi, zapłaci 100-złotowy mandat - dodaje Pietruch, który tłumaczy również, jakie kary czekają na samych handlarzy. - Gdy spotkamy ich przy drodze, będziemy każdorazowo składać wniosek do Generalnej Dyrekcji o ukaranie ich za nielegalne zajęcie pasa drogowego. To może kosztować takiego sprzedawcę nawet i kilka tysięcy złotych.
Do walki z handlarzami mundurowych zmusiła świadomość, że serki sprzedawane przy zakopiance mogą być... groźne dla zdrowia. Są one bowiem narażone na spaliny samochodowe, a tym samym są nasycone szkodliwymi pierwiastkami.
O rozpoczęciu akcji policjanci samych sprzedawców mieli poinformować wczoraj. Zdaniem Pietrucha w środę jeden z radiowozów przejechał zakopiankę na odcinku od Zakopanego do Białego Dunajca i poinformował handlarzy, że natychmiast mają zniknąć z okolic drogi.
Większość z nich o akcji dowiedziała się od... naszego dziennikarza. - To skandal, co ta policja wymyśliła - łapie się za głowę pani Antonina, stojąca z oscypkami w rejonie zakopiańskiego Ustupu. - To z czego my będziemy żyć, jak pozamykają nam stoiska? Przecież dla wielu ludzi taka sprzedaż to jedyne źródło utrzymania dla całej rodziny - dodaje góralka, która nie chce się przedstawić, bo jak sama przyznaje, jej stoisko... "nie jest całkiem legalne". - Serki produkuję sama, na gazdówce pod Nowym Targiem. Nie mam jednak założonej działalności gospodarczej - dodaje kobieta, która zapowiada, że nie wyniesie się z pobocza zakopianki, a ewentualnych kar nie zamierza płacić.
Jeszcze ostrzej o całej "akcji" wypowiada się pan Paweł, który z serkami stoi blisko stacji kolejowej w Poroninie. - Czemu policjanci zajmują się nami biedakami, a nie na przykład nielegalnymi budowami syna burmistrza Zakopanego? - pyta pan Paweł. - Jeśli policjanci przyjadą do mnie i powiedzą, że mam zamknąć stoisko to pierwsze kroki skieruję na komisariat! Jeśli zamkną mi biznes, z którego utrzymuję rodzinę, to każę dać sobie na jedzenie samemu komendantowi. Zobaczymy, co wtedy powie!
Walka z przydrożnymi oscypkami to niejedyna misja, jaką wyznaczyli sobie zakopiańscy stróże prawa. Jeszcze w tym tygodniu zamierzają "zlikwidować" osoby stojące przy zakopiance i oferujące pokoje gościnne na wynajem.
- Oni też psują krajobraz miasta a poza tym w większości działają nielegalnie. Podobnie jak z w przypadku oscypków, samochody, które się przy nich zatrzymują, stanowią też zagrożenie dla ruchu - ucina Pietruch.
Okazuje się, że turyści wracający z Zakopanego dalej będą mogli kupić oscypki przy szosie, tyle że w Nowotarskiem. Tamtejsi policjanci, jak przyznaje Jacek Bobak, na razie nie zamierzają włączać się do akcji swoich kolegów z Zakopanego. - Zobaczymy, jak im pójdzie ta walka i ewentualnie dołączymy się do niej w późniejszym czasie - mówi Bobak.
Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!
Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!