Jeden z urzędników jego kancelarii - których bezprawnie nazywa się "ministrami", co ma stwarzać wrażenie, że na Krakowskim Przedmieściu rezyduje rząd emigracyjny - zarzucił Tuskowi przygotowywanie kieszonkowego zamachu stanu, gdy premier usiłował zablokować wyjazd prezydenta do Brukseli.
Ale jest dokładnie przeciwnie: to prezydent krok za krokiem usiłuje odbierać rządowi jego kompetencje i podważać jego działania. Gra w pełzający zamach stanu ma na celu wysyłanie
do swoich zwolenników sygnału, że tak naprawdę władzę nadal sprawują bracia Kaczyńscy, a rządy Tuska to tylko chwilowa uzurpacja.
Od roku obserwujemy przejmowanie przez prezydenta inicjatyw w polityce zagranicznej, własną politykę personalną w kwestiach nominacji ambasadorów, generałów czy profesorów, która kontynuuje tradycje tzw. IV RP (nagradzanie zwolenników PIS-u i blokowanie tych, którzy kiedyś narazili się braciom Kaczyńskim).
Prezydent popiera wszystkie wystąpienia antyrządowe próbując wkraczać w kompetencje rządu
i parlamentu również w dziedzinie polityki wewnętrznej i gospodarczej, a w istocie - poprzez zapowiadanie weta w sprawie ustaw nawet nie tylko jeszcze nieuchwalonych, ale nawet nieskierowanych do Sejmu - blokując rządowi działanie.
Najbardziej wyrazistym przejawem tej tendencji było ostatnio wysłanie przez prezydenta do Senatu posła z partii opozycyjnej, by tam reprezentował jego - prezydenta całej Polski - stanowisko…
Obecna sytuacja władzy wykonawczej w Polsce ewidentnie zmierza do paraliżu państwa i kompromituje nas w świecie. To już nie jest zabawa w piaskownicy o prawo do zabawy plastikowym wiaderkiem, to są sprawy poważne.
Wszystko to być może kwalifikowałoby się do Trybunału Stanu, a nawet - jak chcą inni - do wszczęcia procedury impeachmentu, gdyby nie dwie okoliczności.
Po pierwsze, mimo iż uciążliwa, działalność Pałacu jest całkowicie nieskuteczna. Głównie dlatego,
że dokonywana jest zazwyczaj przez osoby całkowicie niekompetentne zarówno w dziedzinach merytorycznych, jak i w odniesieniu do stosowanej socjotechniki.
Po drugie, każdy przejaw antyrządowej aktywności prezydenta utrwala jego negatywny wizerunek wśród wyborców i umacnia w nich przekonanie, że ani na niego, ani na jego brata stanowczo nie należy w przyszłości głosować. I to też jest niebagatelna wartość.