https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zamach na Koppego. AK-owcy naprawdę wierzyli, że się uda

Andrzej Chwalba
fot. archiwum Polskapresse
Dziś mija 68 lat od nieudanego zamachu, którego dokonała w centrum Krakowa Armia Krajowa na Wilhelma Koppego, szefa SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie. Kierownictwo Polski Podziemnej wydało na niego wyrok śmierci za masowe zbrodnie na Polakach i Żydach, za egzekucje i bezwzględne represje. Akcja Koppe była przygotowywana przez kilka tygodni przez żołnierzy Amii Krajowej w Krakowie i w Warszawie. Akowcy korzystali też z informacji przekazywanych przez oficerów niemieckich. Rozmowa z prof. Andrzejem Chwalbą, historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Maria Mazurek: Mimo tego zamach się nie udał, a Koppe dożył lat 70 i nigdy nie odpowiedział za zagładę 145 tysięcy ludzi. Czego zabrakło w akcji Koppe? Przygotowania?
prof. Andrzej Chwalba: Przygotowanie było precyzyjne i poprzedzone wnikliwymi obserwacjami. Ale przygotowany był i Koppe. Wiedział, co chcą zrobić Polacy. Stosował politykę profilaktyki - często zmieniał trasę przejazdu, otaczał się ochroniarzami jadącymi na motocyklach za nim i przed nim, sam poruszał się pancernym mercedesem.

A skąd wiedział o planach zamachu? Domyślał się, że Polacy będą chcieli go zlikwidować, czy miał przecieki?
Nic o takich przeciekach nie wiemy. Domysły Koppego wynikały raczej z logicznej dedukcji, że Polacy będą starali się powstrzymać pierwszego esesmana w Generalnym Gubernatorstwie. I że będą chcieli się na nim zemścić za bezkarne i bezlitosne zabijanie Polaków. Poza tym przez Państwo Podziemne były drukowane ulotki, z których wynikało, że Koppe powinien zginąć.

Zamach miał być dokonany wcześniej. Ostatecznie do próby zabicia Koppego doszło 11 lipca 1944 roku w Krakowie.
Samochód Koppego jechał ulicą Powiśle, w kierunku placu Kossaka. Żołnierze zaczęli go ostrzeliwać, ale przez osłabienie spowodowane stresem i panującym wtedy upałem ich reakcja była o ułamki sekund spóźniona. Mieczysław Janicki, który jechał chevroletem i miał zablokować mercedesa Koppego, wykonał nie dość udany manewr. Kierowca prowadzący auto dowódcy SS zdołał skręcić w Zwierzyniecką. Koppe został ranny, ale przeżył. Warto jednak podkreślić, że tylko dzięki pancernym zabezpieczeniom swojego mercedesa. Gdyby jechał normalnym samochodem, nie przeżyłby tego zamachu z pewnością.

Nasi żołnierze z batalionu Parasol (4 z nich zginęło w starciu z Niemcami pod Wolbromiem podczas powrotu do stolicy) wierzyli, że im się uda?
Gdyby nie wierzyli, w ogóle by się tego zamachu nie podejmowali! Akcja Koppe była zresztą częścią akcji Główki - serii zamachów na najokrutniejszych hitlerowców w okupowanej Polsce. Część z nich była udana. To za każdym razem dodawało sił do walki i wiary w koniec okupacyjnego piekła.

Wybieramy strażaka roku 2012. Zgłoś swojego kandydata!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Anka
No fajnie.
Zamach miał miejsce. Dzielni chłopcy i dziewczęta z Warszawy sięgnęli po laur bohaterów.
Ale właściwie co ten zamach miał dać? Nawet gdyby powiódł się? Nawet gdyby Koppe zginął? Czy armia niemiecka wycofałaby się z Krakowa? Czy chociaż Gestapo zaprzestałoby prześladowania Polaków? Wątpię. Nawet jeżeli Koppe by zginął, to czy to by cokolwiek zmieniło? Na jego miejsce przyszedłby nowy oficer, taki sam, może trochę lepszy, ale być może jeszcze gorszy.

A tak był zamach, jest co wspominać, jest co świętować. Można złożyć kwiaty pod tablicą. A które tablce upamiętniają ofiary odwetowych represji Niemców? Bo znając zajadłość Gestapo i hitlerowców to taka akcja nie uszła płazem, represje wobec cywilnej ludności Krakowa były. I raczej dotkliwe.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska