- Wy gnoje, s..., niech was cholera weźmie ! - wyzywał w piątek sędziów Sądu Apelacyjnego
w Krakowie Jerzy S. Zadowolony z ich decyzji nie był, bo skazali go na 25 lat więzienia za zabójstwo. Za wulgaryzmy dostał dodatkowo karę porządkową 14 dni w izolatce.
Jego wspólniczka Gabriela K. spędzi za kratkami 12 lat. Wyrok jest prawomocny.
Sędziowie nie mieli wątpliwości, że oboje zaplanowali i dokonali zabójstwa Mieczysława K., męża oskarżonej.
W maju 2005 r. zwabili ofiarę do mieszkania przy ulicy Komorowskiego i pozbawili życia uderzeniami drewnianej pałki. Następnie skrępowali ciało linką i zalali je betonem we wnęce
na balkonie.
Ciało 44-letniego Mieczysława K., pracownika firmy budowlanej, znaleźli po kilku miesiącach policjanci krakowskiego Archiwum X, którzy zajmują się niewyjaśnionymi zbrodniami z przeszłości
i zaginięciami.
Tuż po zbrodni rozmawiali w obecności taksówkarza o pieniądzach
W Kryspinowie znaleziono pusty samochód zabitego. Oddano go Gabrieli K. Okazało się, że akt własności auta został przed morderstwem sfałszowany i "przepisany" na oskarżonych. To, według prokuratury, kolejny dowód na zaplanowanie zbrodni.
Kochankowie poznali się na planie filmowym filmu "Pianista". Jerzy S., z zawodu technik dentystyczny, grał tam esesmana, a Gabriela K. Żydówkę. Gdy ich romans rozkwitł na dobre, raz
na zawsze postanowili pozbyć się męża kobiety.
- Nie planowaliśmy zbrodni. Doszło do niej przypadkiem. To nielogiczne, co twierdzi prokuratura
i sąd I instancji, że zabiłem z premedytacją Mieczysława K. w mieszkaniu mojej matki. Gdybym chciał, to mogłem go odstrzelić w lesie z broni palnej, którą posiadałem, a potem zakopałbym
w ziemi - twierdził Jerzy S.
Zapewniał, że do śmierci rywala doszło przypadkowo, w trakcie bójki w mieszkaniu, a potem zabetonował jego ciało, bo wiedział, że będzie oskarżony i skazany za przekroczenie granicy obrony koniecznej.
Nie krył przed Sądem Apelacyjnym, że miał i ciągle ma obsesję na punkcie Gabrieli K. Co chwilę spoglądał z miłością na kruczoczarną, niską i szczupłą kochankę zakutą w kajdanki.
Oboje wymieniali czułe spojrzenia i liczyli, że sąd złagodzi im wyrok, jednak ich argumenty były mało przekonujące. Sędzia Witold Koryciński podkreślał, że oboje działali planowo i metodycznie realizowali zamiar zabójstwa.
- Tuż po śmierci jechali taksówką do Kryspinowa i rozmawiali o pieniądzach. Taksówkarz nie miał wątpliwości, że to nie małżonkowie, a kochankowie - mówił sędzia. Podkreślał, że już trzy tygodnie po zbrodni oskarżeni zamieszkali razem, Jerzy S. wprowadził się do Gabrieli K.
- A kobieta cztery dni po zabiciu męża zlikwidowała jego 7 lokat w banku, wypłaciła 70 tys. zł
i przelała je na swój rachunek, więc gdzie tu miejsce na emocje po śmierci najbliższego partnera
- zauważył sędzia Koryciński.