Miał tak wielkie serce, że ze łzami wspominają go nie tylko Polacy, ale i Ukraińcy. I pomyśleć, że komuniści na kilka lat zabronili mu być kapłanem i biskup stał się zwykłym dozorcą i tragarzem... Nasz papież nazwał go zaś nieustraszonym obrońcą wiary.
Ale od początku. Gdy Rafał Kiernicki urodził się na Kresach - dokładnie 100 lat temu (3 maja 1912 roku), nikt nie podejrzewał, że Polska będzie niepodległa. Kiedy w 1930 r. wstępował do zakonu franciszkanów i studiował filozofię i teologię w Krakowie, nie wiedział, co go czeka podczas wojny.
Został kapelanem Armii Krajowej. Cudem uniknął śmierci. - W 1944 r. został wraz z żołnierzami wywieziony przez Sowietów do Charkowa - przypomina o. Jan Maria Szewek, rzecznik krakowskich franciszkanów. Tego samego Charkowa, w którym cztery lata wcześniej zostali rozstrzelani polscy oficerowie.
Do 1948 r. o. Kiernicki przebywał w sowieckich obozach. Przeżywał razem z innymi strach, głód i upokorzenia. Potajemnie jednak spowiadał i dawał komunię współwięźniom.
Gdy w 1948 r. wrócił do Lwowa, został księdzem w katedrze. Był bardzo oddany swojej pracy. I dobry, uczynny, co podkreślają parafianie.
- W konfesjonale był prawie dzień i noc. Gdy był pierwszy piątek i maj, to była i msza, i nabożeństwo, i spowiedź do północy - opowiada jego dawna parafianka Stanisława Chrystoforowa. A siedział w katedrze od 6 rano! Ola Maria Rutkowska, Ukrainka, dodaje, że nigdy nikomu nie odmówił. - Wszystkich wyspowiadał - podkreśla.
Z wiekiem zaczął chorować, ciężko mu się chodziło. Mimo tego jeździł do chorych z sakramentami.
Największym ciosem dla o. Kiernickiego było, gdy pod koniec lat 50. Sowieci zabronili mu pełnić funkcję kapłana. - Pracował wówczas jako stróż w parku Stryjskim, potem jako tragarz, wreszcie jako stróż w sanatorium przeciwgruźliczym we Lwowie. Jednak konspiracyjnie nadal apostołował w archidiecezji lwowskiej - mówi o. Szewek.
Początkowo pomagali mu inni księża, ale wyczerpani i schorowani po sowieckich łagrach stopniowo wymierali. Wkrótce Kiernicki został sam. Nie chciał jednak wyjechać ze Lwowa, nie skarżył się, choć był bardzo chory.
- Podtrzymywał nas w trudnych chwilach. I dziś dziękuję Bogu, że poznałem takiego człowieka, takiego ojca - podkreślał ks. prałat Ludwik Kamilewski, współpracujący z o. Rafałem (od 1991 r. biskupem) przez 17 lat.
Po śmierci bp. Kiernickiego w 1995 r. Jan Paweł II napisał: "Odszedł do Pana po zasłużoną nagrodę".
Abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, wyliczył ogrom pracy, której kandydat na błogosławionego dokonał w ciągu 56 lat kapłaństwa.
- Jeśli tylko o. Rafał odprawiał po jednej mszy św. dziennie, to daje to liczbę 20440; jeśli wyspowiadał średnio ok. 100 osób dziennie, to daje 2,044 mln; jeśli tylko codziennie odwiedził troje chorych w domu bądź szpitalu, to daje 61320. To są tylko liczby, ale za nimi stoi człowiek o ograniczonych siłach fizycznych, odporności psychicznej, przebytych chorobach, ogromnej odwadze i wielkiej wierze - przekonywał.
Proces beatyfikacyjny toczy się we Lwowie, ale z udziałem ordynariusza krakowskich franciszkanów.
Od teraz o. Kiernicki ma status Sługi Bożego. Proces beatyfikacyjny potrwa prawdopodobnie kilka lat.
Miss Małopolski 2012! Zobacz zdjęcia ślicznych kandydatek i oddaj głos!
Trwa plebiscyt na Superkota! Zgłoś swojego zwierzaka i zgarnij nagrody!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!