Kiedy w 2000 r. pani Kindze zmarł ojciec, jej życie zamieniło się w koszmar. Sądziła, że zły czas ma już za sobą, gdy po pięciu latach z rodzinnego domu w Stróżach wyprowadziła się do męża, do Białej Niżnej.
- Teraz koszmar gotują mi państwowe instytucje, podejmując decyzje, których nie rozumiem - rozkłada bezradnie ręce Kinga Dziedziak.
Bóg o nas już zapomniał?
Wyciąga stos dokumentów.
- Przepraszam, tyle osób je ostatnio przegląda, próbując mi pomóc, że muszę je poukładać - mówi. - O tu jest ten, od którego mój koszmar zaczął się na nowo - pokazuje pismo od komornika z 2012 roku. Otrzymała wówczas ksero protokołu z zajęcia ruchomości.
- Komornik zajął mi trzy stare samochody, które były na mnie zarejestrowane. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego - mówi pani Kinga.
Dopiero gdy zwróciła się o wyjaśnienie do Sądu Rejonowego w Gorlicach i zapoznała się z aktami sprawy, dowiedziała się, że Polskie Koleje Państwowe domagają się od niej zapłaty odszkodowania za „bezumowne korzystanie z lokalu w Stróżach” w tzw. Wieży Ciśnień.
- O tym miejscu wolałabym na zawsze zapomnieć - mówi pani Kinga.
Wszystko było w porządku, dopóki mieszkała tam wspólnie ze swoim ojcem. Po jego śmierci zaczęły się problemy.
- Mama, delikatnie mówiąc, pogubiła się i niemal codziennie traciła kontakt z rzeczywistością - stara się mówić bez urazy Kinga Dziedziak. Miała wówczas 17 lat, jej brat 13. Zdani byli tylko na siebie.
- Renta po ojcu znikała w ciągu jednego dnia - mówi pani Kinga ze ściśniętym gardłem. Ze łzami w oczach wspomina, jak jej 13-letni brat układał kostkę brukową na ulicy, by mieli za co sobie kupić kawałek chleba. Ona też szukała dorywczych zajęć, byle ktoś ich nakarmił. Wracali do domu zmęczeni i niepewni tego, co zastaną w środku. Siedzili cicho w pokoju przy świecach.
- Nie dlatego, że chcieliśmy z bratem stworzyć przytulny nastrój rodzinnego domu. Za niepłacenie rachunków odcięli nam prąd, ogrzewanie. Świece po prostu dawały jakieś światło i ciepło - wyjaśnia Kinga Dziedziak.
Czuje żal do sąsiadów, opieki społecznej, że nikt nie zainteresował się ich losem, choć wszyscy widzieli, w jakich warunkach żyli z bratem.
- Wtedy mieliśmy wrażenie, że sam Bóg o nas zapomniał - mówi pani Kinga, zaraz dodając pół żartem pół serio, że może to była taka szkoła życia.
Nie była lokatorem
- Gdyby mnie bieda nie zahartowała, nie wiem, czy przeżyłabym taki absurd, z którym teraz się zmagam - mówi kobieta, wracając do pisma komornika sprzed czterech lat i reszty dokumentów.
Sąd Rejonowy w Gorlicach w 2007 roku wydał orzeczenie, na mocy którego pani Kinga miała obowiązek zapłacić PKP SA Oddział Gospodarowania Nieruchomościami w Krakowie blisko 10 tys. zł oraz koszty postępowania sądowego, tj. ok. 2,5 tys. zł. Zasądzona kwota stanowiła odszkodowanie za bezumowne korzystanie z lokalu należącego do PKP w Stróżach wraz z odsetkami za okres od czerwca 2005 r. do listopada 2006 r.
- Przecież mnie na szczęście udało się stamtąd wyprowadzić w listopadzie 2005 roku, tuż przed ślubem - opowiada pani Kinga. - Kiedy zobaczyłam te daty, uznałam, że to jakaś pomyłka, że zaraz wszystko się wyjaśni.
Niestety po udostępnieniu akt sprawy i doręczeniu odpisu nakazu zapłaty w styczniu 2013 r., załamała się. Była przekonana, że sprawa została zakończona prawomocnie i nic już nie może zrobić. - Nawet nie rozumiałam tych pism. Jak miałam się bronić przed niesłusznymi żądaniami - płacze.
O tym, że toczyły się jakieś rozprawy w 2007 r., nie miała pojęcia. Lokal w tym czasie zajmowała jej mama. Nie przekazywała córce żadnej korespondencji, adresowanej do pani Kingi do Stróż.
- Dlaczego nawet nikt nie pofatygował się, by ustalić mój nowy adres. Byłam co prawda jeszcze zameldowana w Stróżach, ale tam nie mieszkałam - powtarza jeszcze raz kobieta.
Nie jest w stanie spłacić komornika. Mieszka wraz z synem i mężem u teściów. Nie pracuje, pomaga w gospodarstwie. Mąż również. Od czasu do czasu złapie tylko jakąś dorywczą robotę.
- Gdy wyprowadziłam się z domu, żyłam skromnie, ale w końcu spokojnie. I pewnie gdybym miała pieniądze, dla tego świętego spokoju spłaciłabym nawet nieswoje długi - przekonuje Kinga Dziedziak.
Jej sprawą zajął się rok temu radca prawny Marcin Kafel. O pomoc dla pani Kingi zwrócił się do niego pracownik opieki społecznej w Grybowie. - Dla mnie to była iskra nadziei, że przynajmniej ktoś mnie wysłucha - opowiada pani Kinga.
W imieniu mieszkanki wysłał pismo do PKP z prośbą o odstąpienie od roszczeń wobec niej. W odpowiedzi pani Kinga dowiedziała się, że dług może spłacać w ratach, jeśli o to zawnioskuje do PKP. Tymczasem od 2007 roku urósł on dwukrotnie. Wraz z odsetkami komorniczymi musi zapłacić 26 tys. zł.
Nie udało się także wznowić postępowania w sprawie pani Kingi w prokuraturze. Śledczy uznał, że kobieta miała możliwość złożyć skargę o wznowienie postępowania w ciągu trzech miesięcy od zapoznania się z aktami sprawy.
- Skąd mogłam wiedzieć... - wzdycha pani Kinga. Przyznaje, że straciła już nadzieję. - Kiedy czasem w telewizji posłucham, jak się traktuje ludzi, którzy mają milionowe długi, a jak biedaków zalegających z czynszem z powodu biedy, płakać się chce. Chyba sprawiedliwości na tym świecie nie zaznam - kręci głową.
Marcin Kafel pomimo upływu terminu do złożenia skargi o wznowienie postępowania deklaruje dalszą pomoc dla pani Kingi. W sprawę zaangażował się też senator Stanisław Kogut ze Stróż. - Zwrócę się w jej sprawie raz jeszcze do PKP - mówi.
Czyżby nic straconego...
Katarzyna Grzduk z biura prasowego PKP SA potwierdza, że spółka, uwzględniając trudną sytuację materialną, zaproponowała pani Kindze spłatę zaległości w ratach.
- Wpłata pierwszej wskazanej należności w terminie pozwoli na skierowanie do Biura Windykacji PKP SA wniosku do komornika o zawieszenie postępowania egzekucyjnego oraz cofnięcie wszelkich dokonanych zajęć - wyjaśnia Grzduk. Jednocześnie zaznacza, że jeśli Kinga Dziedziak nie zamieszkiwała lokalu w okresie, którego dotyczą wyroki i ma na to dokumentację, istnieje możliwość wystąpienia do sądu o przywrócenie terminu do złożenia sprzeciwu.
- W przypadku pozytywnego rozpatrzenia wniosku przez sąd, postępowanie egzekucyjne może zostać zawieszone - informuje przedstawicielka PKP.