Urodził się 29 października 1924 we Lwowie, skąd rodzina Herbertów wyjechała w marcu 1944 roku, jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Jak wielu lwowiaków, nowe miejsce do życia Herbertowie znaleźli w Krakowie. Najpierw zatrzymali się u krewnych, z czasem, szukając bardziej samodzielnego i niedrogiego lokum, trafili do Proszowic.
„Siedzę oto sobie w wygodnym i przyzwoitym saloniku i rozmyślam o smutnym losie wygnanych i wydziedziczonych. Jestem przytem potężnie najedzony i subtelnie melancholijny” – donosił z Krakowa przyjacielowi Zbigniewowi Ruziewiczowi., który pozostał we Lwowie. Bywał na Wawelu, na Skałce, na niedzielnych mszach w kościele Mariackim, w teatrze. Krakowskie adresy Herbertów to ul. Starowiślna 10, potem Śląska 9A.
Proszowice zaś zdecydowanie dwudziestoletniego Herberta nie zachwycił. „Siedzę w Proszowicach, miasteczku ze wszech miar nudnym i brudnym. Takie przynajmniej było pierwsze wrażenie…” - donosił lwowskiemu przyjacielowi Zbigniewowi Ruziewiczowi.
Ale z korespondencji możemy się dowiedzieć, że podkrakowskie miasteczko potrafiło także zachwycić młodego poetę. „przebywałem w przemiłej mieścinie Proszowice (kochałem się tam mało platonicznie, ale bardzo realnie, jedno jasne, w kolorze bladej skóry, wspomnienie i wiele ciemnych, ciemnych do obłąkania)” – pisał do Ruziewicza.
Tu powstają też pierwsze wiersze.
EW Proszowicach najprawdopodobniej rodzina poety mieszkała pod dwoma adresami: w nieistniejącym już budynku w okolicy dzisiejszego Domu Kultury i przy ul. Krakowskiej 13A. Tu zastało ich zakończenie wojny.
Kiedy w maju 1945 roku rodzice przenoszą się do Sopotu, poeta wraz z siostrą Haliną podejmują decyzję, by zostać w Krakowie i studiować. Jeszcze we Lwowie Herbert zapisał się na polonistykę, w Krakowie studiuje ekonomię na Akademii Handlowej, mając nadzieję, że ta stanie się przepustką do wolnego świata. Chodzi na wykłady prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, a z czasem także Akademii Sztuk Pięknych.
Powojenne lata to wykłady, biblioteka, nauka i zabawa. I bieda.
„Z biedą radziliśmy sobie na różne sposoby, Zbyszek na przykład wymyślał wyrafinowane francuskie nazwy na określenie barszczu, który jadaliśmy niemal co dzień” - wspominała Halina Żebrowska, siostra poety. Były też buty z łatanymi wkładką z gazety dziurami w podeszwie.
W 1947 roku Herbert kończy z dyplomem zawodowym studia ekonomiczne, rok później podejmuje pracę w sopockim banku i studia na toruńskiej filozofii. Zamyka Krakowski etap, wyjeżdża do rodziców do Sopotu. Nad morzem poznaje Halinę Misiołkową, z którą wiąże się na blisko dekadę.
Spędził w Krakowie zaledwie trzy lata, ale literackie ścieżki wiązały go z miastem dużo dłużej. „Tygodnik Powszechny”, „Życie Literackie”. Bywa w Krakowie na premierach swoich sztuk, spotkaniach literackich. Tu ma przyjaciół i bliskich znajomych, np. przez blisko czterdzieści lat koresponduje z Wisławą Szymborską, która drukuje jego wiersze.
Z nazwiskiem noblistki wiąże się anegdotka, pokazująca nieco inne niż przywykliśmy widzieć, oblicze poety. Herbert odwiedził Szymborską tuż po tym, jak podłączono jej telefon i postanowił go wypróbować, dzwoniąc do krakowskich literatów. Przedstawiał się jako początkujący poeta z prowincji, który przyjechał do Krakowa z walizką wierszy do oceny. Kiedy zadzwonił do kolejnej osoby z listy – krytyka i literaturoznawcy Jana Błońskiego, miał zacząć: Moje nazwisko nic panu nie mówi…, Błoński zaś rzucił słuchawką ze słowami: Mówi, mówi. W międzyczasie dotarła już bowiem do niego informacja o natarczywym poecie.
„Mój mąż, choć lubił Kraków, może nawet bardziej niż Warszawę, którą nazywał miastem garnizonowym, doceniał jego urok, nie miał tu miejsca, z którym czułby się szczególnie związany. Nie miał zresztą, i nie chciał mieć, takiego miejsca nigdzie w świecie. Był wędrowcem” - mówiła Katarzyna Herbert, gdy w Krakowie toczyła się dyskusja, jak uczcić poetę w Roku Herbertowskim.
Dostał „swoją ulicę”. Łączy Łagiewniki z Kurdwanowem.
Najspokojniejsze kraje na świecie, zobacz zestawienie
