Chodząc ulicami naszego miasta, kłaniają się panu profesorowi osoby w różnym wieku. Jako wychowawcy i nauczycielowi wielu pokoleń techników budownictwa i fachowców w wielu zawodach. Do końca życia nie pozbył się nawyku „oglądania za siebie, czy ktoś idzie za nim” Wzięło się to z czasów okupacji hitlerowskiej i następnych lat po wyzwoleniu.
Zdzisław Potocki urodził się 7 czerwca 1921 roku w Dubiecku koło Przemyśla. Mając trzynaście lat, przybył wraz z rodzicami i dwoma braćmi do Gorlic, gdzie jego ojciec Ignacy wybudował dom i otworzył zakład stolarski. Senior Ignacy Potocki jeszcze w latach sześćdziesiątych siadał w fotelu bujanym w ogrodzie od strony ulicy Krakowskiej i paląc fajkę, opowiadał dzieciakom, które lubiły bawić się w pobliżu różne krótkie historyjki z przeszłości.
Do 1939 roku Zdzisław Potocki ukończył cztery klasy gimnazjum. Kiedy wybuchła wojna, jako ochotnik pełnił służbę patrolowo-wartowniczą i saperską. Gdy wojska hitlerowskie zbliżały się do Gorlic, 6 września Komenda Garnizonu poleciła mu wraz z innymi ewakuację na wschód. Poprzez Jasło, Krosno i Sanok dotarł wraz ze swoim bratem Bolesławem do Dubiecka na krótki postój. Potem do Birczy, gdzie zostali przemundurowani i otrzymali nową broń prosto z magazynów.
W tej miejscowości nocą 9 września zostali zrzuceni spadochroniarze niemieccy i wywiązała się potyczka. Niemcy uciekli do pobliskiego lasu, nie podejmując większych działań ofensywnych. Następnie wraz z oddziałem trafił na krótki postój do Przemyśla. Kolejny rozkaz i wymarsz do Lwowa. Tam przegrupowanie i wymarsz do Brzeżan. W tej miejscowości został na nowo umundurowany i wcielony do regularnego oddziału wojskowego piechoty. Jego oddział poprzez Tyśmienicę dotarł do Stanisławowa. W ramach służby obstawiali dworzec kolejowy, legitymując podróżnych.
Kiedy opuścili miasto, za rogatkami na drodze 17 września zostali rozbrojeni przez sowieckie wojsko i internowani. Wiedzieli, że w okolicy ukryło się pięć lub sześć kompanii Wojska Polskiego, ale nie ujawnili tej informacji podczas przesłuchania. Zamieszanie było bardzo duże i napływały sprzeczne informacje, co do aktualnej sytuacji. Jako młody chłopak umiał się „gdzieś zapodziać” i udała mu się ucieczka z niewoli, symulując wcześniej konieczność oddalenia się „za potrzebą” w okoliczne zarośla. Przemieszcza się nocami w cywilnym ubraniu. Mundur ma spakowany w plecaku. Śpi na skraju lasu i w przygodnych stodołach. W jednej z takich noclegowni „pożycza” stare ubranie „do młocki” i poprzez Kałusz, Drohobycz oraz Sambor dociera do Ustrzyk Dolnych. Wszędzie są patrole wojskowe, legitymowanie cywilów i zatrzymywanie do wyjaśnienia. Bardzo niebezpieczny czas od świtu do nocy przeczekuje w zagajnikach i zaroślach. W nocy przekracza rzekę San w rejonie Soliny i 15 października 1939 r. dociera do domu w Gorlicach, witany przez rodzinę.
Podczas okupacji przez zakład stolarski jego ojca przewijało się dużo ludzi, w tym wielu partyzantów. Pan Zdzisław co dzień dzielił czas pomiędzy naukę w liceum, tajne nauczanie, pracę w tartaku u pana Gellera, a działalność podziemną. Takie czasy - młodość, brawura i pierwsza miłość „na zabój”, która nie przetrwa próby czasu. W grupie przyjaciół uczęszczał na tajne nauczanie w różnych mieszkaniach na terenie miasta i miejsca te w 1996 roku za jego inicjatywą zostaną oznaczone na elewacjach budynków granitowymi, pamiątkowymi tablicami.
Po wyzwoleniu Gorlic w 1945 roku zdaje maturę. Czasy znowu zrobiły się niebezpieczne. Tym razem tajną organizacją, do której należał wraz z bratem podczas wojny, zaczyna interesować się Urząd Bezpieczeństwa. Ostrzeżeni przez „dobrych ludzi” wieczorem zostają wyposażeni przez ojca w pieniądze, jedzenie i ubranie i jeszcze tej samej nocy muszą uciekać z Gorlic. Docierają do Wrocławia, gdzie nikt ich na razie nie będzie szukał. Podejmuje naukę na nowo utworzonej Politechnice Wrocławskiej na Wydziale Architektury. Większość profesorów przybyła z utraconego Lwowa. Przed zbliżającą się zimą, 13 października od Pełnomocnika Rządu R.P. na m. Wrocław otrzymuje jedną izbę na jedną osobę w parterze budynku przy ulicy Adolfa Hitlera 11. Przydział pokoju jest w języku polskim i rosyjskim z odręczną adnotacją „tymczasowo”. Ciekawostką jest, że pod polskim tekstem jest podpis czerwoną kredką i inny podpis pod tekstem po rosyjsku. Świadczy to o tym, że wszystko musiało być „zatwierdzone” przez pełnomocników okupacyjnej strefy radzieckiej.
Z czegoś trzeba było jednak żyć. Poza nauką podejmuje pracę w jednym z nowo utworzonych przedsiębiorstw, z której wynagrodzenie jest jego podstawowym źródłem utrzymania. Po ukończeniu studiów w 1954 roku otrzymał tytułu inżyniera budownictwa i pozostał w tym samym przedsiębiorstwie. Zawiązał „podstawową komórkę społeczną”, czyli wziął ślub i zamieszkał z żoną. Tutaj urodził się syn i dwie córki.
Zdzisław właśnie z Wrocławiem wiązał swoją przyszłość, lecz w 1958 roku powrócił do Gorlic. Pracuje w jednym z miejskich przedsiębiorstw. Kiedy w 1965 roku w Liceum Pedagogicznym i Szkole Ćwiczeń przy ulicy Niepodległości zostaje utworzone Technikum Budowlane, dwa lata później podejmuje w nim pracę jako nauczyciel. Będzie tam pracował przez kolejne osiemnaście lat, aby w 1983 roku przejść na emeryturę. W szkole uczył instalacji oraz technologii. Do dzisiaj jego uczniowie wspominają go z sentymentem.
Nie wystarczała mu „praca na etacie” i po godzinach wykorzystując swoją wiedzę, dorabiał, pełniąc funkcję inspektora nadzoru w Jasielskim Przedsiębiorstwie Budowlanym i w Gorlickim Przedsiębiorstwie Przemysłu Drzewnego „Forest”.
Jego niespokojny duch oprócz zajęć zawodowych pcha go w pracę społecznikowską. Po powrocie do Gorlic w 1958 roku wstępuje w szeregi PTTK i jest jednym z aktywniejszych jego członków. Po przekonaniu przez niego wielu „decydentów i oportunistów” powołana zostaje w 1964 roku w Towarzystwie - Komisja Opieki nad Zabytkami Powiatu Gorlickiego i Upiększania Miasta Gorlic i okolic, której poświęca się całkowicie po przejściu na emeryturę. Komisja organizuje kwesty na cmentarzu parafialnym na ratowanie rozsypujących i uszkodzonych grobów. Jest także pomysłodawcą budowy bacówki w Bartnem, która powstaje w 1975 roku. Będąc nauczycielem, jest autorem i inicjatorem opracowania dokumentacji starych grobów na cmentarzu. Do tej pracy włącza uczniów technikum, „szczepiąc” w nich zamiłowanie do konserwacji zabytków i dbałości o materialne dowody naszej przeszłości i historii. Nadmienić należy, że na tych opracowaniach Wojewódzki Konserwator Zabytków w Nowym Sączu oparł założenia do wpisu cmentarza do rejestru zabytków.
W czerwcu 1990 roku „wydeptuje ścieżki” w różnych instytucjach a przede wszystkim we władzach kościelnych, aby na cmentarzu postawić pamiątkowe krzyże przypominające o ofiarach w Katyniu i Oświęcimiu. Za cztery lata w 1994 roku także w czerwcu w kościele parafialnym zostają poświęcone urny z ziemią z tych miejsc i złożone u stóp krzyży specjalnie wykonanych na tę okoliczność. Drewno na krzyże pochodziło z majątku własnego inżyniera Zdzisława Potockiego, A ziemię w Katyniu pobrał osobiście.
Znowu nie może „spokojnie usiedzieć” i w 1996 roku projektuje pamiątkową drewnianą tablicę z panoramą Gorlic oraz postacią św. Mikołaja z osiemnastego wieku. Tablica wraz z daszkiem zostaje przytwierdzona do ściany szczytowej budynku przy ulicy Karwacjanów 1 od strony ulicy Krakowskiej (po lewej stronie początku ulicy). W tym samym roku projektuje wzór pamiątkowych tablic przypominających miejsca tajnego nauczania. Kolejny raz „dopina swego” i tablice zostają wmurowane. Nie miał czasu „na emeryturę”, ciągle coś projektując na desce kreślarskiej, będącej stałym umeblowaniem mieszkania. Potem praca „w terenie z decydentami” i kolejny pomysł…Aż nadszedł 15 października 2015 roku, kiedy odchodzi do „zespołu niebiańskich projektantów i inspektorów nadzoru”. Odeszła kolejna, barwna postać z historii naszego miasta, której „pozostawione odciski palców” w wielu miejscach możemy zobaczyć, nie zdając sobie sprawy, że są one inżyniera Zdzisława Potockiego…
