Popłakałam się, a tak naprawdę - to poryczałam. Ze wzruszenia - mówi Beata Ligęza, mama Marcelinki z Szalowej, dla której, mieszkańcy zorganizowali specjalną, gwiazdkową wigilię. Zbierali datki na rehabilitację i leczenie dziewczynki. Zaangażowała się cała społeczność wsi - od najmłodszych w szkole, po gospodynie zrzeszone pod szyldem „Szalowianki”.
- Uzbieraliśmy ponad 4800 złotych - wylicza Maria Myśliwiec, jedna ze wspomnianych pań. - Góra kasy - śmieje się serdecznie.
Puszki pełne od... cennego papieru
Szalowanki to takie babki, którym czasem chciałoby się ukraść tę tajemniczą bateryjkę, z której czerpią energię do rozmaitych przedsięwzięć. W tym roku wpadły na pomysł Gwiazdki dla Marcelinki. Piekły pierniki, oczywiście w kształcie gwiazdek. Podczas wigilii rozdawały w zamian za datki do puszki. - Miałyśmy ich chyba ze trzysta - zdradza pani Maria.
Podczas wiejskiej wieczerzy serwowały co miały poza piernikami najlepszego - pierogi ze śliwkami, kapustą, ruskie, a nawet takie ze słodkim serem i... wisienką. Cały czas, nakręcały o jednym: jesteśmy tu dzisiaj dla Marcelinki.
Stanisławowi Kaszykowi, sołtysowi Szalowej, uczestnikowi spotkania, oczy błyszczą, gdy opowiada o zbiórce. - W którymś momencie, wolontariusze, którzy stali z puszkami, powiedzieli nam, że trzeba poszukać nowych, bo w tych już się nic nie mieści - wspomina.
Gdy komisyjnie przeliczali puszki, znaleźli tylko kilka monet. - Były małe koperty z datkami i duże sumy zwinięte w rulon - opowiada dalej pani Maria. - Widać było, że ludzie przyszli zdecydowani wesprzeć akcję - podkreśla.
Na profesjonalne łóżko do rehabilitacji
Marcelinka, główna bohaterska akcji, na całe szalowskie zamieszanie wokół swojej małej osóbki, patrzyła z wysokości rąk mamy albo taty. - Przyznam szczerze, że przed akcją myślałam sobie: gdyby udało się zebrać tysiąc złotych, to byłoby wspaniale - opowiada.
Gdy okazało się, że jest prawie pięć razy tyle, emocje musiały znaleźć ujście. - Dzięki tylu ludziom, Marcelinka pojedzie na turnus rehabilitacyjny, będą też pieniądze na drobniejsze zabiegi - wylicza.
Marcelinka przyszła na świat w kwietniu minionego roku. Rodzice zobaczyli kruszynkę, ważącą ledwie 790 gramów. Kolejne dni, a potem miesiące były prawdziwą walką o życie. Maluszek ma za sobą operacje, bolesne zabiegi, sepsę, miała guza mózgu, który na szczęście lekarze usunęli. - Marcelinka musi być cały czas rehabilitowana, również w domu - przypomina mama.
Pierwsze, tak potrzebne łóżko do niej, zrobił tata. Gdy dziewczynka nieco podrosła - na potrzeby ćwiczeń i masaży, zaadoptowali zwykły stół - położyli na nim gruby materac.
- Teraz kupimy wreszcie profesjonalne, takie, z którego będzie mogła korzystać przez kolejne lata - cieszy się.
Gdy rozmawiamy, na kuchennym stole, pyszniły się wypieki. Akurat lukrowała ciasto. Pomagał jej synek, Mateuszek. - Marcelinka śpi smacznie - mówiła cicho mama.
Głos się jej łamie. Mówi: nawet nie wiem, jak dziękować...
Maria Myśliwiec, podbudowana wynikiem zbiórki i zaangażowaniem mieszkańców, nie zamierza poprzestać.
- Nie powiem dzisiaj, nic konkretnego, ale okazuje się, że za ścianami wielu domów w naszej wsi, jest prawdziwe nieszczęście. Jeśli tylko potrzeba będzie pomocy, a my potrafimy jej udzielić - ruszymy do działania - zapowiada.